Europoseł PiS Jacek Saryusz-Wolski ocenia, że wpływy Rosji w PE sięgają bardzo głęboko. Jak mówił we wtorek na antenie telewizji Republika, są to agenci wpływu, którzy pod różnymi przykrywkami próbują wpływać na rozstrzygnięcia i decyzje Europarlamentu.
"W Brukseli był taki moment – dwa czy trzy miesiące temu – że źródła brukselskie podały, że jest około 250 szpiegów chińskich i 250 bodajże rosyjskich" – powiedział europoseł, lider stołecznej listy PiS w wyborach do PE.
Pytany, czy są to lobbyści, stwierdził, że to ludzie, którzy pod różnymi przykrywkami – jako dziennikarze, lobbyści, organizacje pozarządowe – są używani przez służby. Dane podane przez europosła nie są – jak zaznaczył - danymi oficjalnymi, ale "są to dane z dobrych źródeł".
Saryusz-Wolski podkreślił, że tylko tu szpiegów policzono, a jak zauważył - połowa czy duża część dyplomatów niektórych krajów - to ludzie którzy są zaangażowani również w działalność specjalną.
Europoseł pytany, na czym skupia się ich działalność, powiedział że na szpiegowaniu. "Mówiąc starym językiem na "szpiegowaniu". Chodzi o wpływ na proces decyzyjny. To są agenci wpływu. To są ludzie, którzy pod różnymi przykrywkami próbują wpłynąć na nastój, na opinię i na końcu drogi na rozstrzygnięcia i decyzje" – mówił. Jako przykład podał gazociąg Nord Stream, którego historia - w jego ocenie - to przedmiot bardzo intensywnej działalności służb.
Saryusz-Wolski w rozmowie zwrócił także uwagę, że PE jest około 100 posłów, którzy głosują "prorosyjsko". Są zarówno z skrajnej lewicy jak i prawicy. "To są tzw. przyjaciele Rosji" – powiedział. To właśnie oni głosują inaczej niż reszta np. nad raportem o dezinformacji rosyjskiej w Europie Anny Fotygi.
Źródło: Codzienny Serwis Informacyjny PAP