Nie boję się "Europy dwóch prędkości". Nie chcę Unii Europejskiej "jednego rozmiaru, który pasuje do wszystkich", ponieważ jeden rozmiar do wszystkich nie pasuje - powiedział w rozmowie z PAP Jan Zahradil, czołowy kandydat europejskich konserwatystów na stanowisko szefa Komisji Europejskiej, który w poniedziałek odwiedził Polskę.
Jan Zahradil jest kandydatem na stanowisko przewodniczącego Komisji Europejskiej (tzw. Spitzenkandidaten) z ramienia Sojuszu Europejskich Konserwatystów i Reformatorów (ACRE, Alliance of Conservaties and Reformists in Europe), założonej przez partie związane z grupą Europejskich Konserwatystów i Reformatorów. Grupa EKR, będąca obecnie trzecią siłą polityczna w Parlamencie Europejskim, liczy 77 europosłów z 19 państw członkowskich.
W środę, 15 maja Zahradil zmierzy się w debacie z pozostałymi kandydatami na szefa KE, którymi są: Nico Cue (Lewica Europejska), Ska Keller (Europejska Partia Zielonych), Margrethe Vestager (Porozumienie Liberałów i Demokratów w Europie), Manfred Weber (Europejska Partia Ludowa (EPP) oraz Frans Timmermans (Partia Europejskich Socjalistów).
PAP: Z prognoz podziału miejsc w Parlamencie Europejskim wynika, że na skutek brexitu Europejscy Konserwatyści i Reformatorzy (EKR) stracą relatywnie najwięcej mandatów. Czy obawia się Pan scenariusza utraty statusu trzeciej siły w PE?
Jan Zahradil: Jeśli spojrzymy na naszych członków, każda z partii ma się lepiej niż w 2014 r. Każda z naszych partii członkowskich wprowadzi do następnego PE więcej posłów. Będziemy mieli np. więcej polskich europosłów, więcej czeskich eurodeputowanych, będziemy mieli nowych posłów z Francji, Włoch i Holandii. Więc pomimo tego, że stracimy 18 brytyjskich europosłów, myślę, że możemy odzyskać tych 18 mandatów z innych krajów. W rzeczywistości nie byłoby więc rzeczywistej straty, a jeśli niektórzy Brytyjczycy zostaną ponownie wybrani, nawet na pewien ograniczony czas, otrzymamy "premię" na początku. Myślę, że nadal możemy być co najmniej trzecią co do wielkości grupą w następnym Parlamencie.
Czy myśli Pan, że EKR po wyborach zasilą kolejne partie?
Spodziewam się tego. Jest na przykład partia, która nazywa się Forum na rzecz Demokracji z Holandii. Mamy już włoskiego członka, który nazywa się Fratelli d'Italia (Bracia Włosi). Mamy nowego potencjalnego członka w Hiszpanii, który nazywa się VOX. Negocjujemy także z francuską partią, która nazywa się Powstań Francjo (Debout la France).
Jak Parlament Europejki zmieni się po 26 maja?
Mam nadzieję, że wiele się zmieni, ponieważ do tej pory Parlament Europejski był zawsze zdominowany przez szeroką koalicję lub wielką koalicję między Europejską Partią Ludową (EPL) i Europejską Partią Socjalistyczną (EPS). Zawsze mieli oni większość i teraz ją stracą. Nadszedł czas, aby stworzyć bardziej spójną ideologicznie większość, większość centroprawicową zamiast wielkiej koalicji. Jesteśmy gotowi negocjować bycie jej częścią.
Jest Pan kandydatem na fotel szefa Komisji Europejskiej. Jaka jest Pana wizja przyszłości Unii Europejskiej?
Moja wizja Unii Europejskiej to Unia, która robi mniej, ale lepiej. Uważam, że powinniśmy mieć mniej polityczną Komisję Europejską, która nie ingeruje w każdy aspekt życia obywateli w poszczególnych krajach członkowskich.
Uważam, że powinny być pewne luźniejsze ramy dla kooperacji. Poszczególnym państwom członkowskim należy zezwolić na realizowanie własnych priorytetów, bez zmuszania innych do podążania za nimi. Jeśli, powiedzmy, Niemcy i Francja chcą zharmonizować podatki, w porządku. Jeśli chcą to zrobić, niech robią, ale niech nie zmuszają nas do podążania za nimi.
Szczególne opodatkowanie, jak również polityka zagraniczna, powinny pozostać pod zasadą jednomyślności, zasada krajowego weta powinna być utrzymana w tych obszarach.
Uważam też, że powinniśmy wzmocnić parlamenty narodowe w procesie stanowienia unijnego prawa, co oznaczałoby przyznanie im prawa do tzw. czerwonej kartki, a co za tym idzie blokowania przepisów, z którymi się nie zgadzają.
Czy nie uważa Pan, że UE dwóch prędkości jest niebezpieczna dla Europy Środkowo-Wschodniej?
Nie zgadzam się z tym. Nie boję się Europy dwóch prędkości. Musimy zachować nasze priorytety. Jeśli bylibyśmy zmuszeni przez państwa rdzenia Unii, takie jak Niemcy, Francję lub Beneluks, do pójścia za każdym aspektem integracji, nie byłoby to dla nas korzystne.
Na przykład mój kraj, Czechy, choć Polska prawdopodobnie także, nie chcemy dołączyć do strefy euro w tym momencie. Będę szczęśliwy, jeśli będziemy mieli prawo do niej nie przystępować.
Nie chcemy harmonizować też podatków powiedzmy z Francją czy Niemcami. Nie chcemy harmonizować naszych systemów społecznych, systemów opieki zdrowotnej, ani systemów emerytalnych, ponieważ mamy inną siłę nabywczą. Mamy różny poziom rozwoju gospodarczego i jeśli zharmonizowalibyśmy te parametry, nie służyłoby nam to.
Uważam, że powinniśmy utrzymać podatki, politykę zagraniczną, opiekę zdrowotną i emerytury pod jurysdykcją krajową, a nie przesuwać ich do kompetencji KE.
Czy w ten sposób nie powstanie centrum i peryferia? Często słychać takie głosy.
To bardzo oczywisty cytat z niektórych niemieckich kręgów politycznych, które chcą, aby każdy podążał za ich pomysłami dotyczącymi tego, jak Unia Europejska powinna być zorganizowana. Ja po prostu się z tym nie zgadzam.
Myślę, że to nie jest tworzenie peryferiów, co nawiasem mówiąc, jest pogardliwym sformułowaniem, a inny sposób na integrację. Nie chcę Unii Europejskiej "jednego rozmiaru, który pasuje do wszystkich", ponieważ jeden rozmiar nie pasuje do wszystkich.
Kompletnym nonsensem jest np. apel socjalistów o wprowadzenie minimalnej płacy europejskiej, która nie ma sensu w sytuacji, gdy nasz poziom rozwoju gospodarczego jest zupełnie różny. Francja i Niemcy mogą podążać własną prędkością, a my w Europie Środkowo- Wschodniej, czy w ramach grupy Wyszehradzkiej możemy mieć własną prędkość.
Jak ocenia Pan prace nad pakietem mobilności, który podzielił Unię na Wschód i Zachód?
Jest to wyraźnie środek protekcjonistyczny, który pokazuje, że kraje zachodnie nadal nie traktują nas jednakowo nawet 15 lat po przystąpieniu do Unii Europejskiej. Nie są gotowe traktować nas jednakowo, a to nie jest jedyny przykład.
Innym przykładem jest Wspólna Polityka Rolna. Rolnicy z Europy Środkowej i Wschodniej są niedofinansowani w porównaniu z ich zachodnimi odpowiednikami. Jest to coś, na co musimy zwracać uwagę, ponieważ to nie jest równe traktowanie.
Jednym z problemów, z którym przez kolejne dekady będzie musiała mierzyć się UE, jest próba kontroli migracji. W tym zakresie również nie było zgody między "starymi" i "nowymi" państwami członkowskimi. Jak, według Pana, UE powinna radzić sobie z tą kwestią?
Myślę, że migracja lub prawo do przyznania lub nie udzielenia azylu migrantom powinno podlegać jurysdykcji rządów krajowych.
Sądzę, że należy to do jednego z bardzo podstawowych atrybutów suwerenności narodowej. Zdecydowanie nie zgadzam się, że ta kompetencja powinna zostać przeniesiona na poziom europejski, na przykład do Komisji Europejskiej.
Byłem bardzo mocno przeciwny systemowi kwot. Myślę, że to była zła metoda radzenia sobie z migracją i myślę, że jest to zdecydowana postawa we wszystkich czterech krajach Wyszehradu.
Na mocy nowych unijnych przepisów Europejska Straż Graniczna i Przybrzeżna będzie liczyć 10 tys. agentów. Czy wzmocnienie Frontexu to właściwy ruch?
Nie sądzę, aby Frontex mógł być jedynym rozwiązaniem, wręcz przeciwnie. Uważam, że chroniąc nasze granice, powinniśmy starać się wzmocnić krajowe zdolności krajów takich jak Grecja, Bułgaria, Włochy czy Hiszpania i powinniśmy im pomóc. Unia Europejska powinna starać się im pomóc finansowo.
Musimy też spróbować ustabilizować Afrykę, ponieważ jeśli Afryka będzie niestabilna, możemy spodziewać się nowych fal migrantów. Musimy więc współpracować z rządami krajów afrykańskich, aby poprawić ich gospodarki, aby otworzyć nowe rynki dla ich wyrobów i aby ustabilizować sytuację, inaczej będzie się ona bez końca powtarzać.
Wspomniał Pan o unijnym budżecie. Obecna Komisja Europejska zaproponowała by był on na poziomie 1,11 proc. dochodu narodowego UE-28. Czy to Pana zdaniem wystarczający poziom?
Myślę, że to w zupełności wystarczy. Nie sądzę, że państwa członkowskie są gotowe zapłacić więcej, nie chcę zresztą, żeby płaciły więcej. Nie sądzę też, aby wprowadzono jakieś nowe opodatkowanie, przedsiębiorstwa nie powinny być opodatkowane na poziomie europejskim. Uważam, że opodatkowanie powinno pozostać pod jurysdykcją rządu krajowego. Nie wzywam do zwiększenia budżetu, domagam się lepszej struktury budżetu.
Jak Pan w takim razie ocenia cięcia w polityce spójności i we Wspólnej Polityce Rolnej?
Poprawa kondycji słabo rozwiniętych regionów, szczególnie w Europie Środkowo-Wschodniej, jest i powinna być jednym z głównych celów Unii Europejskiej. Powinniśmy jednak wydawać te pieniądze w mądrzejszy sposób.
Myślę, że powinniśmy skoncentrować się na naprawdę dużych projektach infrastrukturalnych, ponadnarodowych, projektach energetycznych, zamiast inwestować w małe lokalne lub regionalne monumenty. Polska była bardzo dobra w ulepszaniu swoich autostrad, infrastruktury, częściowo współfinansowanych przez europejskie pieniądze i dokładnie w tym kierunku powinniśmy pójść.
W latach 2014-2020 samorządy województw w Polsce zarządzają ok. 40 proc. funduszy polityki spójności, wydawanych w 16 regionach. Czy opowiada się Pan za centralizacją tych środków?
Powinno tak pozostać, ale powinniśmy skoncentrować się na takich projektach, które przyniosą korzyści wszystkim obywatelom, takim jak poprawa infrastruktury.
Co Pan sądzi o powiązaniu funduszy unijnych z praworządnością, czego chce obecna KE?
Nie zgadzam się z tym. Uważam, że ten mechanizm może być nadużywany politycznie. Może to być wykorzystane do politycznego szantażu. Przykładowo jeśli Komisja Europejska nie lubi rządu w jakimś konkretnym kraju, może użyć tych instrumentów finansowych do szantażowania tego rządu lub naciskania na niego. Wierzę, że każdy kraj, który jest członkiem Unii Europejskiej, jest w pełni demokratyczny i dlatego nie ma powodu, aby próbować ukarać taki kraj finansowo.
Jak ocenia Pan dialog między KE i Polską w sprawie praworządności w ramach procedury art. 7 unijnego traktatu?
Myślę, że wszystkie te ataki mają głównie motywację polityczną, zostały przypuszczone przez pana (Fransa) Timmermansa, wiceprzewodniczącego KE, który wywodzi się z grupy socjalistów, zresztą też kandydującego na przewodniczącego Komisji. Uważam, że jest bardzo jasne, że lewica europejska nie lubi obecnego polskiego rządu, ponieważ jest to rząd konserwatywny.
Jaka byłaby Pana decyzja jako szefa KE w tej sprawie?
Nie ingerować i zatrzymać aktywację artykułu 7.
Jak postrzega Pan rolę Polski w UE?
Myślę, że Polska ze względu na położenie geograficzne i liczbę mieszkańców, to strategiczny kraj. Ważne jest to, że Polska ma dużą armię i jest bardzo aktywnym członkiem NATO. Promuje też transatlantyckie ogniwo bezpieczeństwa, które jest dla nas bardzo ważne w Europie Środkowo-Wschodniej. Myślę, że geopolitycznie Polska ma do odegrania pewną rolę i mam nadzieję, że będzie w stanie ją odegrać.
Czy taką rolę ma też do odegrania cała Grupa Wyszehradzka?
Myślę, że tak. Witam tę regionalną współpracę z entuzjazmem. Nie oznacza to oczywiście, że wszystkie cztery kraje będą się zgadzać co do każdego problemu, ale myślę, że mamy wiele wspólnych interesów, dlatego powinniśmy spróbować określić wspólne cele. Na przykład byliśmy w stanie skutecznie wywrzeć presję na europejską próbę wprowadzenia kwot migrantów. Był to bardzo jasny przykład, że jeśli będziemy działać razem, możemy być wystarczająco silni, aby powstrzymać niekorzystne dla nas decyzję.
Zbliżają się wybory europejskie. Koleje instytucje unijne przestrzegają przed ingerencją Rosjan. Czy potęgi takie jak Rosja i Chiny stanowią bezpośrednie zagrożenie dla UE?
Rosja ma ambicje neoimperialne, szczególnie w Europie Środkowej i Wschodniej, musimy być bardzo ostrożni i traktować to poważnie. Uważam, że nie należy zapominać o aneksji Krymu, dlatego sankcje wobec Rosji powinny zostać utrzymane, a być może nawet wzmocnione.
Chiny to jednak inna historia. Mają głównie interesy gospodarcze, nie są zainteresowane wpływami politycznymi. Ekonomicznie możemy współpracować z Chinami, możemy pozwolić im inwestować, handlować z nimi, ale musimy być bardzo ostrożni w niektórych sprawach, szczególnie w ich podejściu do patentów. Chiny są bardzo dobre w kopiowaniu wynalazków bez zachowania praw autorskich.
Istnieją też pewne podejrzenia co do ich urządzeń telekomunikacyjnych, że mogą być używane do celów wywiadowczych. W tej kwestii powinniśmy być ostrożni.
Z raportu KE wynika, że transformacja energetyczna UE najsilniej uderzy w Polskę, Czechy i Rumunię. Czy Europa Środkowo-Wschodnia zdoła wywiązać się z celów klimatycznych?
Powinniśmy być realistami. Wszystkie kraje europejskie podpisały porozumienie paryskie i powinniśmy się tego trzymać, ale nie powinniśmy wychodzić poza tę umowę. Wszystkie te plany osiągnięcia gospodarki bezemisyjnej do 2050 r. wydają mi się nierealne.
Myślę, że byłyby one nawet szkodliwe dla naszych gospodarek w Europie Środkowej i Wschodniej, ponieważ nadal wykorzystujemy w niektórych elementach naszej gospodarki paliwa kopalne, które spalamy i nie sądzę, abyśmy mogli zmienić to z dnia na dzień.
Czy nie przychyla się Pan jednak do wniosków, które płyną z raportów ONZ? Ich konkluzja nie pozostawia złudzeń - jeśli nie podejmiemy radykalnych działań już teraz, czeka nas katastrofa.
Znam te opinie. Nie sądzę jednak, że powinniśmy panikować. Myślę, że działamy "teraz". Proszę pamiętać, że Europa odpowiada za około 10 proc. światowych emisji CO2, więc najpierw powinniśmy spróbować przekonać Chiny, Stany Zjednoczone i Indie, aby poszły za nami. Jeśli nie pójdą, cokolwiek zrobimy tutaj, w Europie nasz wpływ będzie niewielki.
Podjęliśmy zobowiązania, musimy działać realistycznie, w przeciwnym razie osłabimy nasze gospodarki narodowe, a to doprowadzi do rosnącego bezrobocia i chaosu społecznego, a nie możemy sobie na to pozwolić. Proszę spojrzeć na Francję, gdzie pan prezydent Macron wprowadził bardzo duży podatek od paliwa, co wywołało nie tylko niezadowolenie, ale wręcz otwarty bunt społeczeństwa, który znalazł swój upust w masowych ulicznych manifestacjach i którego nie udaje się ugasić. Musimy działać stopniowo, krok po kroku, a nie próbować zmieniać rzeczy z dnia na dzień.
Jaka lekcja Pana zdaniem płynie z brexitu?
Unia Europejska powinna się zmienić, aby była bardziej dopasowana do ludzi. Myślę, że głównym powodem, dla którego Brytyjczycy zdecydował się odejść, było ich wrażenie - czy było ono właściwe nie ma to teraz znaczenia – że Unia Europejska w zbyt dużym stopniu ingeruje w ich codzienne życie i dyktuje im, co powinni robić i jak powinni żyć. To jest powód, dla którego odchodzą i dla Europy powinna być to lekcja, niestety mam wrażenie, że nie wszyscy ją jeszcze odrobili.
Rozmawiał Mateusz Kicka
kic/