Unia Europejska już jest spóźniona, jeśli chodzi o walkę z dezinformacją przez czerwcowymi wyborami do Parlamentu Europejskiego - oceniła w rozmowie z PAP Alice Stollmeyer z brukselskiego think tanku Defend Democracy. „To jak naprawiać samolot już w trakcie lotu” – powiedziała.
Unijne instytucje i eksperci uważają dezinformację za jedno z największych zagrożeń przed głosowaniem. W połowie maja wiceszefowa Komisji Europejskiej Wiera Jourova przestrzegła w notatce do komisarzy, że największe nasilenie dezinformacji przypadnie na okres tuż przed wyborami i będzie koncentrować się wokół migracji, wojny w Ukrainie i Europejskiego Zielonego Ładu. Jak oceniła, UE może się spodziewać połączenia działań dezinformacyjnych z hybrydowymi, w tym wykorzystania generatywnej sztucznej inteligencji do tworzenia materiałów dyskredytujących kandydatów.
UE wprowadziła co prawda, nowe przepisy cyfrowe (DSA), które mają pomóc walczyć z dezinformacją w sieci, a firmy technologiczne zgodziły się przestrzegać kodeksu postępowania, ale zdaniem Stollmeyer po pierwsze, zmiany postępują zbyt wolno, a po drugie, gdy już uda się uregulować stosowanie jednej technologii, pojawiają się nowe, takie jak generatywna AI (gen AI) czy chatboty, których unijne przepisy jeszcze nie obejmują.
„To jak naprawiać samolot w trakcie lotu” – podkreśliła na półtora tygodnia przed wyborami założycielka i szefowa brukselskiego think tanku Defend Democracy.
Jeszcze wiosną organizacja Democracy Reporting International z siedzibą w Berlinie przeprowadziła eksperyment, w ramach którego czterem najpopularniejszym na rynku chatbotom opartym na AI zadała pytania dotyczące zaplanowanych na czerwiec wyborów europejskich. Pytania, skierowane do chatbotów: Copilot (Microsoft), Gemini (Google), ChatGPT 3.5 i ChatGPT 4.0 (OpenAI), dotyczyły zarówno informacji praktycznych (gdzie głosować, kiedy, w jaki sposób i gdzie szukać informacji), jak i porad, na kogo głosować.
Eksperyment ujawnił, że większość udzielonych odpowiedzi co do preferencji wyborczych była bezstronna lub programy informowały, że nie są w stanie pomóc, ale większość odpowiedzi na pytania praktyczne była błędna.
Systemy podawały nieprawdziwe informacje co do daty głosowania, sposobu oddawania głosów (np. tłumaczyły jak głosować korespondencyjnie w Portugalii, choć taki rodzaj głosowania jest tam niedostępny); pomijały informacje np. o tym, że w niektórych krajach głosowanie jest obowiązkowe, lub podawały całkowicie wymyślone informacje - np. Gemini na Litwie informował, że PE zamierza wysłać do tego kraju misję obserwacyjną.
Według autorów badań tzw. halucynacje chatbotów, bo tak nazywa się nieprawdziwe, niespójne i sfabrykowane informacje stworzone przez gen AI, są mylące dla wyborców i mogą ich zniechęcić do głosowania.
„Tu nawet nie chodzi o dyskredytowanie poszczególnych partii politycznych, tylko o to, żeby w ogóle zniechęcić do pójścia na wybory” - podkreśliła Stollmeyer. Jej zdaniem wadą unijnych przepisów o przeciwdziałaniu dezinformacji jest to, że koncentrują się głównie na moderacji treści, a nie na tym, że platformy internetowe są projektowane w sposób, który dopuszcza publikację tego typu materiałów.
„Skupiamy się na leczeniu symptomów, a na nie zapobieganiu chorobie. Popełniliśmy błąd, nie wprowadzając regulacji dla platform cyfrowych już na początku” – oceniła ekspertka. Według niej produkty cyfrowe, podobnie jak leki czy samochody, powinny spełniać odpowiednie standardy bezpieczeństwa, zanim zostaną dopuszczone na unijny rynek.
Jak dodała, walka z dezinformacją powinna być jednym z głównych celów UE, ale dalsze prace nad odpowiednimi przepisami w tym zakresie spadną raczej już na kolejną Komisję Europejską. Zresztą obecna szefowa KE Ursula von der Leyen, starająca się o reelekcję, już zapowiedziała powołanie w nowej KE Europejskiej Tarczy Demokratycznej, czyli unijnej agencji chroniącej państwa unijne przed dezinformacją i operacjami zagranicznego wpływu.
Głosowanie w tegorocznych wyborach do Parlamentu Europejskiego odbędzie się w różnych krajach w dniach 6-9 czerwca.
jowi/ mam/