W grupie Socjalistów i Demokratów jest bardzo bojowy nastrój, żeby nie stosować żadnej taryfy ulgowej w stosunku do KE i żeby dowieść, że Parlament nie może być kociakiem, który się przymila do innych instytucji europejskich – powiedział b. premier, europoseł Leszek Miller (S&D/SLD).
Ruszyły prace Parlamentu Europejskiego 9. kadencji. Co będzie według Pana priorytetem dla tej instytucji w nadchodzącym czasie?
Leszek Miller: Będę członkiem komisji rynku (pełna nazwa to: Komisja Rynku Wewnętrznego i Ochrony Konsumentów, IMCO – PAP). To bardzo ważna komisja, która będzie zajmowała się przepływem osób, towarów, usług; tym, co dzisiaj wchodzi na rynek a ma znamiona konkurencji cyfrowej. Będę również pracował w komisjach: zatrudnienia i bezpieczeństwa. Dla mnie te obszary będą oczywiście priorytetowe.
Jeśli chodzi o jakieś ogólne nadzieje, sądzę, że jest szansa, żeby Parlament Europejski potwierdził swoje przywiązanie do demokracji. To tutaj powinno być serce demokracji europejskiej. Mam nadzieję, że będzie otwarty, dostępny, że wszystkie działania realizowane tutaj będą transparentne i że w sprawach Polski będzie można mówić w miarę jednolitym głosem.
W 2003 r. w Atenach, jako ówczesny premier Polski, podpisał Pan traktat akcesyjny. Jak Pan ocenia z dzisiejszej perspektywy – czy Europę udaje się jednoczyć? Czy w tej kadencji PE będziemy ponownie świadkami aktów narodowych egoizmów?
Zawsze będą się te egoizmy ujawniać, to jest oczywiste. Tym bardziej, że przecież dalej występują różnice między naszą częścią Europy a Europą Zachodnią. Wystarczy pamiętać, że przeciętne wynagrodzenie w krajach starej Unii Europejskiej jest dwu- trzykrotnie wyższe niż w Polsce. Trzeba będzie dużego wysiłku, żeby również ten głos Europy Środkowo-Wschodniej brzmiał lepiej.
Ze smutkiem widzę to, co się stało na posiedzeniu Rady Europejskiej, gdzie wśród tych wszystkich głównych stanowisk nie ma nikogo z Europy Środkowo-Wschodniej. To bardzo źle oczywiście rokuje, ale może przywódcy Unii Europejskiej będą pamiętać, że stało się niedobrze i to nie może oznaczać eliminowania krajów Europy Środkowo-Wschodniej z różnych polityk, które będą realizowane w Parlamencie Europejskim czy w Komisji Europejskiej.
Zdaniem nowego szefa PE Davida Sassoli, obecna kadencja mogłaby zwiększyć wagę inicjatywy Parlamentu. Czy jest Pan zwolennikiem koncepcji, według której rola Parlamentu Europejskiego powinna rosnąć?
Absolutnie powinna rosnąć i myślę, że przesłuchanie kandydatki na szefową Komisji Europejskiej będzie dowodem, że tutaj nie będzie żadnej taryfy ulgowej, że zarówno nowa szefowa Komisji, jak i komisarze, którzy będą tutaj przesłuchiwani, muszą się solidnie przygotować, żeby mieć gwarancję sukcesu. Jeżeli nie, to Parlament jest w stanie te kandydatury odrzucić.
Nawiasem mówiąc, w naszej grupie Socjalistów i Demokratów jest bardzo bojowy nastrój, żeby nie stosować żadnej taryfy ulgowej w stosunku do Komisji Europejskiej i żeby właśnie w ten sposób dowieść, że Parlament Europejski nie może być kociakiem, który się przymila do innych instytucji europejskich, a przeciwnie, że tutaj właśnie jest centrum kreowania różnych politycznych wydarzeń.
Rada Europejska zdecydowała, że żaden z kandydatów Parlamentu Europejskiego nie obejmie stanowiska szefa Komisji Europejskiej. Czy Pan się zgadza, że rozwiązaniem w tym wypadku byłaby lista ponadnarodowa?
Można o tym myśleć, jak również o tym, żeby ordynacje do Parlamentu Europejskiego były ujednolicone, bo dzisiaj w różnych krajach jest różnie, a nie ma powodu, żeby było różnie. Natomiast szkoda, że ta idea kandydatów wiodących przepadła, dlatego że to była słuszna idea.
W momencie rozpoczynania kampanii wyborczej wszystkie najważniejsze grupy polityczne prezentują swoich przywódców i po uzyskaniu dobrego wyniku ci przywódcy startują do najważniejszych stanowisk w Unii Europejskiej. Niestety wygląda na to, że ta koncepcja została złamana i to źle rokuje według mnie w następnych latach działaniu Unii Europejskiej.
Ze Strasburga: Mateusz Kicka
kic/aba/