Europoseł Kosma Złotowski podkreśla, że przyszły Parlament Europejski na pewno powróci do prac nad przepisami dotyczącymi przewoźników drogowych. Liczy jednak, że europosłowie przyszłej kadencji będą mieli inne podejście do tych regulacji.
PAP: PE przyjął niedawno propozycje nowych regulacji, które zakładają objęcie przewoźników drogowych przepisami o delegowaniu. Nie udało się jednak zakończyć procesu legislacyjnego w tej kadencji. Dlaczego te propozycje są niekorzystne dla polskich firm, jak również dla przedsiębiorstw z regionu?
Kosma Złotowski: Propozycje przepisów pakietu mobilności pod pretekstem tego, że poprawią warunki pracy kierowców, są skierowane ewidentnie przeciwko firmom transportowym ze wschodniej Europy, ale także z tych krajów kontynentu, które położone są daleko od centrum, czyli Hiszpanii, Portugalii czy Irlandii. Dzielą rynek i chcą nas z niego po prostu wyrzucić. Dla nas to jest sprawa istotna, bo to jest 6 proc. polskiego PKB, to jest 8 proc. litewskiego PKB, a w Bułgarii i Rumunii nawet jeszcze więcej. Oczywiście wszyscy w komisji transportu PE sobie z tego sprawę zdawali, natomiast niekoniecznie wszyscy w Parlamencie Europejskim. Niektórzy brali za dobrą monetę to, że warunki pracy kierowców się poprawią, ale to nie chodziło tylko o warunki pracy kierowców. Generalnie chodzi o koszty wykonywania operacji.
PAP: Jak nowe przepisy wpłynęłyby na te koszty?
K.Z.: W efekcie wejścia w życie regulacji te koszty radykalnie by wzrosły, więc nasze przedsiębiorstwa przestałyby być na tym wspólnym rynku konkurencyjne. Niestety Parlament przyjął te regulacje, ale udało nam się doprowadzić do tego, że procedura legislacyjna do końca tej kadencji nie została zakończona. W lipcu rozpocznie się nowa kadencja, będzie nowa komisja transportu, a jesienią ma zostać wybrany nowy komisarz ds. transportu. Tak więc tego, w jakim kształcie te przepisy wejdą w życie, jeszcze dzisiaj nie wiemy, ale wiemy na pewno, że udało nam się je odwlec w czasie.
PAP: Czy pana zdaniem PE wróci do nich w ciągu kilku czy może raczej kilkunastu miesięcy?
K.Z.: Nie wiemy, kiedy Parlament do tego wróci, i nie wiemy też w jakiej formie, ale to, że nie udało się tej procedury zakończyć w tej kadencji, to dobra wiadomość. To dlatego też, że nowy Parlament z całą pewnością będzie miał nowe podejście do tej sprawy.
PAP: Kraje zachodnie mają też swoje własne, wewnętrzne przepisy dotyczące przewoźników drogowych, którzy działają na ich terytorium. Czy tutaj widzi pan jakieś zagrożenia dla polskich przewoźników czy też może sobie z tymi regulacjami dobrze radzą?
K.Z.: Polscy przewoźnicy sobie z tymi przepisami poradzili. Chodzi o tzw. ustawę o najniższym wynagrodzeniu w Niemczech, ustawę Loi Macron we Francji oraz podobną w Austrii. Nałożyły one bardzo duże biurokratyczne ograniczenia na nasze firmy. Przykładowo, wymagają od każdej z nich po pierwsze tłumaczenia dokumentów na lokalne języki, a po drugie stałego przedstawiciela w danym kraju. To jest spory wydatek zwłaszcza dla małych i średnich przedsiębiorstw, a tych jest najwięcej. Poradziliśmy sobie w ten sposób z tymi ustawami, że wiele firm wynajmuje jednego przedstawiciela. Tak więc w jakiś sposób udało się z tymi przepisami poradzić.
Pomimo tego, że PE poparł propozycje nowych przepisów w sprawie przewoźników drogowych, w obecnej kadencji nie odbędą się już negocjacje europarlamentu, KE i krajów UE poświęcone ostatecznemu kształtowi nowych regulacji. Powodem jest brak czasu na takie rozmowy. To sukces władz Polski i krajów regionu, które były przeciwne ich przyjmowaniu. Projekt regulacji jest dla krajów regionu niekorzystny, bo zakłada m.in. objęcie przewoźników drogowych przepisami o delegowaniu pracowników. To zwiększyłoby koszty działania polskich firm i obniżyło ich konkurencyjność.
Łukasz Osiński i Mateusz Kicka (PAP)
luo/ kic/ ndz/ mc/