Chcemy podmiotowego, równego traktowania wszystkich państw członkowskich. Nie zgadzamy się na Europę dwóch prędkości. Akceptujemy różnorodność, ale nie zgadzamy się na nachalne narzucanie wartości obcych nam kulturowo, na podcinanie korzeni budujących naszą tożsamość. Te wartości będą dla mnie priorytetami w PE – mówi w wywiadzie dla PAP wicepremier Beata Szydło.
PAP: Wybory do Parlamentu Europejskiego wygrało Prawo i Sprawiedliwość z poparciem 45,38 proc. wyborców; drugie miejsce zajęła Koalicja Europejska z 38,47 proc. Używając bokserskiej metaforyki - to kolejny zwycięski pojedynek PiS, wypracowana przewaga i może jeszcze nie nokaut, ale wygrana na punkty. Co pani zdaniem przesądziło o wyniku?
B.Sz.: Nasza wiarygodność. Jesteśmy politykami wiarygodnymi. Hasło "dotrzymujemy słowa", które przylgnęło do nas, jest prawdziwe. Zobowiązaliśmy się, że zrealizujemy kolejne elementy programu i zrobiliśmy to. To procentuje, bo ludzie wiedzą, że potrafimy pokonywać przeciwności i konsekwentnie doprowadzać sprawy do finału.
Druga rzecz - jesteśmy cały czas wśród ludzi, rozmawiamy z nimi, słuchamy i odpowiadamy na ich realne potrzeby. Nasz program każdemu daje szansę skorzystania z owoców wzrostu gospodarczego. Polacy to docenili.
PAP: Uzyskała pani mandat europosła zdobywając ponad pół miliona głosów, dokładnie 525 tys. To najlepszy wynik w Polsce i z pewnością powód do satysfakcji. Czy uważa pani, że to wzmocni, ugruntuje pani pozycję w partii?
B.Sz.: Przede wszystkim dziękuję wszystkim, którzy mi zaufali. Nie spodziewałam się, że tak wiele osób zechce mi dać prolongatę zaufania na kolejne lata. Bardzo dziękuję za każdy głos. Jest to dla mnie osobista satysfakcja, gdyż doceniono moją pracę. Ale również wniosek, że Polacy zaakceptowali to, co robimy od 2015 r. Cieszę się, że jest tak duża akceptacja i mam nadzieję, że w kolejnych latach nie zawiedziemy.
PAP: O kolejnych latach Polacy zdecydują jesienią, ale zanim ruszy oficjalnie kolejna kampania podsumujmy tę do Parlamentu Europejskiego.
B.Sz.: Kampania do Parlamentu Europejskiego na pewno jest inna niż poprzednie. Mój okręg jest bardzo duży. Dotarcie do każdego miejsca wymaga wielkiej aktywności. Wszyscy kandydaci z naszej listy bardzo intensywnie pracowali.
Kampania miała dynamiczne zwroty akcji m.in. był strajk nauczycieli w okresie egzaminów; a byłam przecież szefową rządowego zespołu negocjacyjnego. Zależało nam wtedy, aby jak najsprawniej przeprowadzić egzaminy w szkołach; żeby nauczyciele wiedzieli, że wspólnie z nimi szukamy rozwiązań i kompromisu. Końcówka kampanii też była dość specyficzna. Skończyłam ją wcześniej ze względu na sytuację powodziową na terenie południowej Polski.
Obie te sytuacje kryzysowe pokazały, że państwo działa, działa bardzo sprawnie, że jesteśmy ekipą rządzącą, która skutecznie rozwiązuje problemy.
Prowadziłam już kilka zwycięskich kampanii. Każda z nich jest inna, ma własną specyfikę. Inaczej prowadzi się kampanię prezydencką, kiedy jest jeden kandydat; inaczej - kampanię samorządową czy parlamentarną, w których kandydatów jest bardzo wielu. Trzeba pamiętać, że zmieniają się nastroje i sytuacja. Kampania do PE to na pewno było bardzo ciekawe, nowe doświadczenie.
PAP: Ma pani dwa tygodnie na złożenie dotychczasowej funkcji. Jest już scenariusz działań?
B.Sz.: Zgodnie z przepisami nowo wybrany europoseł ma 14 dni na rezygnacje z funkcji pełnionych w kraju. Wszystko więc zostanie przeprowadzone w tym czasie. Na razie normalnie pracujemy, zamykamy bieżące sprawy. Nie ma w nas hurraoptymizmu, cieszymy się z wygranej, ale pokornie podchodzimy do rzeczywistości.
PAP: Czym premier Beata Szydło chce się zajmować w PE?
B.Sz. Polacy są euroentuzjastami, ale ważne są dla nich wartości, na których Unię Europejską zbudowano. Właśnie dlatego od początku kampanii wyborczej mówiłam, że chcemy podmiotowego, równego traktowania wszystkich państw członkowskich. Nie zgadzamy się na Europę dwóch prędkości. Akceptujemy różnorodność, ale nie zgadzamy się na nachalne narzucanie wartości obcych nam kulturowo, na podcinanie korzeni budujących naszą tożsamość. Te wartości będą dla mnie priorytetami w PE.
PAP: Parlament Europejski to dla pani etap politycznej drogi, czy polityczna emerytura, jak mówią niektórzy?
B.Sz.: Jak poczułoby się ponad pół miliona ludzi, którzy wsparli mnie swoimi głosami, gdybym Brukselę potraktowała jak emeryturę? A na poważnie: rośnie znaczenie instytucji unijnych mających coraz większy wpływ na życie mieszkańców poszczególnych państw członkowskich. Dlatego postanowiliśmy, że nasza reprezentacja musi być silna, żeby polski głos był lepiej słyszany w UE.
PAP: Jeżeli prezes Jarosław Kaczyński zwróciłby się do pani z propozycją powrotu do gry o wysoką stawkę na krajowej scenie politycznej, co pani odpowie?
B.Sz. Mam poczucie olbrzymiej satysfakcji z tego, że prezes Jarosław Kaczyński ufa mi od lat. Powierzał mi kolejne ważne zadania. Teraz jest to Europarlament.
ktl/ kic/