Mimo 19-godzinnych negocjacji Rada Europejska nie zdołała wypracować na szczycie w Brukseli porozumienia w sprawie podziału unijnych stanowisk. Przewodniczący RE Donald Tusk zawiesił obrady do wtorku do godz. 11. Szczyt rozpoczął się w niedzielę wieczorem; przywódcy unijni obradowali całą noc i poniedziałkowy ranek.
Według unijnych źródeł o fiasku obrad zadecydował sprzeciw państw Grupy Wyszehradzkiej (Polska, Czechy, Słowacja, Węgry) i Włoch wobec kandydata socjalistów Fransa Timmermansa na szefa Komisji Europejskiej. Przywódcom krajów V4 chodzi o to, by wybrać kandydatów, którzy dają gwarancje szukania kompromisu.
Premier Włoch Giuseppe Conte tłumaczył, że jego kraj nie jest przeciwko Fransowi Timmermansowi jako kandydatowi na szefa KE, ale przeciwko "metodzie" nominacji. "Włochy nie są przeciwko Timmermansowi, wartościowej osobie o wielkim doświadczeniu, ale podnoszą kwestię metody nominacji w pakiecie obejmującym także jego" - podkreślił. "Włochy nie mogą zaakceptować wstępnego pakietu powstałego gdzie indziej; jeśli to rodzi się gdzie indziej, przykro mi, ale ja tego nie akceptuję. Tutaj należy zdecydować" - oświadczył Conte, odnosząc się do ustaleń poczynionych w Osace w Japonii w kuluarach szczytu G20. Według Contego sprzeciw wobec Timmermansa zgłosiło też 10-11 innych krajów.
Premier Mateusz Morawiecki ocenił, że w UE mamy do czynienia z nowym otwarciem, z formowaniem Unii na najbliższe lata. "Mamy dzisiaj bez wątpienia nowe otwarcie w Unii Europejskiej, to nowe otwarcie wymaga nowych twarzy, nowych pomysłów, rozwiązywania konfliktów również, które będą do zaakceptowania przez znaczącą, ogromną większość UE" - zauważył szef polskiego rządu. Jak dodał, nie wyobraża sobie, żeby Polska teoretycznie będąc nawet w większości, przegłosowała np. Włochy i jakieś inne państwo, albo Hiszpanię i Belgię.
"Jeżeli mamy do czynienia ze znaczącą częścią naszego kontynentu, naszej UE, to nie powinniśmy opierać się wyłącznie o sztywne procedury, bardzo twarde reguły, bo to jest coś więcej niż tylko głosowanie nad dyrektywą o bananach czy dyrektywą nawet bardzo ważną azotową, albo o mobilności. To jest coś dużo, dużo więcej, to jest formowanie kształtu UE na najbliższe 5 lat, a te 5 lat mogą być determinujące na kolejne wiele lat" - podkreślił Morawiecki.
W podobnym duchu wypowiedziała się kanclerz Niemiec Angela Merkel, która oznajmiła, że podejmowanie decyzji w sprawie obsady stanowiska szefa Komisji Europejskiej większością kwalifikowaną 21 krajów reprezentujących 65 proc. ludności nie byłoby dla niej satysfakcjonujące. "Dla mnie ważne jest, byśmy nie skończyli z większością 65,1 proc. populacji. Musimy zwracać uwagę, że mamy mniejsze i większe kraje w Grupie Wyszehradzkiej, i poza nią, jak Włochy" - powiedziała Merkel po zawieszeniu rozmów.
Prezydent Francji Emmanuel Macron skrytykował fakt, że na szczycie w Brukseli przywódcy nie zdołali jak dotąd podjąć decyzji ws. obsady najważniejszych unijnych stanowisk. "Dzisiejszy dzień zakończyliśmy porażką, to bardzo źle dla wizerunku Rady Europejskiej i dla Europy. Jest jasne, że czasem ta porażka wynika z pewnych osobistych ambicji" - dodał.
Z walki o funkcję szefa Rady Europejskiej odpadła Bułgarka Kristalina Georgiewa. Jak poinformował premier Bułgarii Bojko Borisow, "liberałowie nie chcą ustąpić w tej sprawie". Według niego
Włochy i państwa V4 wysuwają obecnie kandydaturę Georgiewej na stanowisko szefowej unijnej dyplomacji.
Z kolei Finowie, przewodniczący w tym półroczu UE, liczą na uzyskanie przez ich kraj stanowiska szefa Europejskiego Banku Centralnego. Wysokie notowania w rywalizacji o stanowisko szefa EBC ma dwóch Finów - Erkki Liikanen (szef centralnego Banku Finlandii w latach 2004-2018) oraz Olli Rehn (obecny prezes banku narodowego, który w latach 2004–2014, był unijnym komisarzem ds. gospodarczych i walutowych, a następnie ds. rozszerzenia).
Przywódcy UE mają zdecydować o obsadzie pięciu najważniejszych unijnych stanowisk: szefa KE, przewodniczącego RE, szefa unijnej dyplomacji, przewodniczącego Parlamentu Europejskiego i prezesa EBC.
woj/