Sprawozdanie PE w sprawie zmiany traktatów unijnych nie ma charakteru legislacyjnego, a jego polityczna siła jest taka, jak wynik głosowania, czyli słaba; jednomyślność to trudny proces dochodzenia do decyzji, jednak ma swoją wartość, wagę i siłę - mówi w rozmowie z PAP szef delegacji PO-PSL w PE, europoseł Andrzej Halicki (PO).
Jak zauważył, wszyscy członkowie delegacji PO-PSL w PE w środę zagłosowali przeciwko rezolucji w sprawie zmiany unijnych traktatów.
„Takie dokumenty powinny być przyjmowane przytłaczjącą większością głosów i poparte przez największe grupy polityczne. Tymczasem różnica między głosami +za+ a +przeciw+ była niewielka. Wynik jest słaby. Uważam, podobnie jak moja delegacja, że dokument jest źle przygotowany i nie powinien trafić pod głosowanie. Sprawozdanie nie ma charakteru legislacyjnego, a jego polityczna siła jest taka, jak wynik głosowania. Gdyby głosy wstrzymujące się odczytać jako negatywne, to ten dokument został de facto podważony, choć formalnie oczywiście przyjęty” - powiedział.
Wskazał, że finalna wersja dokumentu trafiła do europosłów we wtorek wieczorem. „W ten sposób nie można procedować takich spraw, więc tego dokumentu nie można poważnie traktować. Wiele narodowych delegacji w PE nie zgadza się na różne elementy, które zostały zwarte w sprawozdaniu” – zaznaczył.
Szef delegacji PO-PSL krytycznie odniósł się do słów sprawozdawcy projektu Guya Verhofstadta (Odnowić Europę), który w czasie debaty w PE mówił o „pułapce jednomyślności”, z której musi uciec UE. „Uważam, że to nie jest pułapka. Jednomyślność to trudny proces dochodzenia do decyzji, jednak ma swoją wartość, wagę i siłę. To nieprawda, że odejście od jednomyślność przełoży się na większa siłę. Pandemia była skutecznym testem na jednomyślność, kryzys energetyczny - drugim, a obecnie UE wspólnie realizuje pomoc zbrojną dla Ukrainy” – powiedział.
Halicki nie spodziewa się, że Rada UE jeszcze w tym roku skieruje dokument pod obrady unijnego szczytu. „Nie sądzę, aby trafił na najbliższym posiedzeniu Rady Europejskiej jako punkt do dyskusji. W planach Rady przewiduje się możliwości rozmowy o zmianach traktatowych w roku 2025 lub 2026. To jest związane z procesem przyszłego rozszerzenia UE. Pamiętajmy, że mamy też 2-letni okres ratyfikacyjny, który również musiałby się wpisać w kalendarz dochodzenia do zmian. W kilku krajach mamy obligatoryjne referenda. To jest wieloletni proces” – wskazał.
Europoseł powiedział, że sprzeciw wobec zmian traktowych w proponowanym kształcie nie oznacza, że w UE należy rezygnować ze wspólnych polityk, które są niezbędne. W tym kontekście wymienił politykę zdrowotną, walkę z dezinformacją czy wspólną politykę obronną i bezpieczeństwa.
Parlament Europejski w przyjętej w środę w Strasburgu rezolucji opowiedział się za zmianą traktatów unijnych. W głosowaniu 291 europosłów było "za", 274 - "przeciw", a 44 wstrzymało się od głosu.
Sprawozdanie - zgodnie z zapowiedziami prezydencji hiszpańskiej - ma trafić 12 grudnia pod obrady Rady ministrów ds. europejskich. Według prezydencji hiszpańskiej jest wystarczającą większość, żeby przekazać to dalej Radzie Europejskiej, która zwykłą większością głosów może zwołać Konwent.
W skład Konwentu wchodzą przedstawiciele państw członkowskich i instytucji unijnych. Jego zadaniem jest praca nad traktatem, który następnie przekazuje Radzie Europejskiej. Przewodniczący Rady Europejskiej zwołuje Konferencję Międzyrządową, po czym uzgodniony Traktat trafia do ratyfikacji przez państwa członkowskie.
Główne zmiany zapisane w dokumencie to rezygnacja z zasady jednomyślności w głosowaniach w Radzie UE w 65 obszarach i przeniesienie kompetencji z poziomu państw członkowskich na poziom UE, m.in. poprzez utworzenie dwóch nowych kompetencji wyłącznych UE - w zakresie ochrony środowiska oraz bioróżnorodności - oraz znaczne rozszerzenie kompetencji współdzielonych, które obejmowałyby siedem nowych obszarów: politykę zagraniczną i bezpieczeństwa, ochronę granic, zdrowie publiczne, obronę cywilną, przemysł i edukację.
luo/ mal/