Przyjęcie przez Parlament Europejski dyrektywy o prawach autorskich to początek pogłębionej ingerencji państw w internet – uważa eurodeputowany Dobromir Sośnierz (niezrz). Jego zdaniem nie należy regulować czegoś co działa dobrze.
W wywiadzie dla PAP europoseł przyznaje, że nie można na razie przewidzieć jakie będą skutki przyjęcia nowej dyrektywy o prawach autorskich. W jego ocenie wszystko zależy od tego na ile gorliwie będzie to prawo egzekwowane i jak zostanie zaimplementowane do przepisów krajowych.
Według Sośnierza Polska powinna jak najszybciej opuścić struktury UE, bo „ten projekt zmierza w bardzo niebezpiecznym kierunku. Przede wszystkim z powodu przyspieszonej integracji, która zapewne jeszcze bardziej przyspieszy po brexicie”.
PAP: Dlaczego Pana zdaniem przyjęcie dyrektywy o prawach autorskich, która bywa określana mianem ACTA2, jest tak istotne także dla Polski?
Dobromir Sośnierz: Uważam, że jest to początek pogłębionej ingerencji państw w internet. To jest punkt zwrotny w historii tej dziedziny życia. Oczywiście wiele jeszcze zależy od tego jak to prawo będzie implementowane w praktyce przez poszczególne kraje. Natomiast z pewnością można powiedzieć, że jest to kolejna próba wsadzenia przez rządzących nogi w drzwi tam gdzie jej nikt nie chce.
- Czyli Pana zdaniem obszaru internetu nie należy w żaden sposób regulować?
- Nie należy regulować niczego co nie jest absolutnie niezbędne. Jeżeli coś działa, do tego działa dobrze, to nie należy się w to wtrącać. Gdy próbuje się naprawiać coś co nie jest zepsute to najczęściej kończy się to źle.
- Zwolennicy dyrektywy podnoszą argument uprawnień twórców do honorarium za stworzone dzieła. Czy nie zgadza się Pan z tym argumentem?
- To są wyimaginowane prawa twórców. Twórcy mają prawo do tego na co się umówili z kimś komu sprzedali swoje dzieła. Nie mają prawa do każdej kopii swojego dzieła, która kiedykolwiek się pojawi. To by oznaczało, że można zarabiać bez przerywania snu tylko dlatego, że ktoś zrobił drugą taką samą rzecz jaką ja mam w domu. Uważam, że jest to urojone uprawnienie.
Zresztą wielu twórców nauczyło się pracować w tej nowej rzeczywistości. Mamy teraz wręcz eksplozję takiej twórczości jaką uprawiają np. youtuberzy. To zupełnie nowa kategoria twórców. Ci ludzie jakoś sobie dają radę mimo braku takiej regulacji jaką proponuje Parlament Europejski. A czy koncerny medialne są biedne, czy to jakaś wymierająca gałąź gospodarki, że musimy ten obszar regulować?
- Media drukowane przeżywają obecnie kryzys.
- To akurat jest nieuchronne zjawisko. Nie sądzi Pan chyba, że uchronimy prasę drukowaną przed upadkiem takimi dyrektywami. Zresztą z punktu widzenia ekologii nie powinniśmy się martwić tym, że będziemy zadrukowywać mniej papieru.
- Problemy branży prasowej wywołało przeniesienie się czytelników i reklamodawców do internetu.
- A wynalezienie samochodu spowodowało bankructwo dorożkarzy (śmiech). Nie można na siłę tego ratować. Zresztą tego nie uda się zrobić. To jest obrona metody zarabiania, do której twórcy się przyzwyczailiśmy. Trzeba to dostosowywać do rzeczywistości, a nie rzeczywistość do swojej ulubionej metody zarabiania.
- Czyli nie zgadza się Pan z opinią, że nie dojdzie do cenzury internetu?
- Tak naprawdę nie wiemy jakie będą skutki tej regulacji. Bardzo często zdarza się, że wprowadzane regulacje mają skutek odwrotny od zamierzonego. Czy tak będzie i w tym przypadku? To się okaże.
Skutek może być taki, że platformy znajdą sposób na obejście przepisów i np. wyprowadzenie się poza jurysdykcję UE, w związku z tym niewiele się zmieni z punktu widzenia użytkownika. Ale regulacja to może też utrudnić zarabianie na tych platformach, bo uniemożliwi takim twórcom rozliczanie się na podstawie miejscowego prawa. Nie wiemy więc do końca jak to w praktyce będzie wyglądało i jak pomysłowość tych, którzy są zagrożeni tą dyrektywą doprowadzi do sposobów jej omijania.
Z pewnością można powiedzieć, że jeśli nie uciekną spod jurysdykcji UE to będą musieli wprowadzić pewną formę cenzury. Taką, która zabezpieczy ich przed odpowiedzialnością za łamanie praw autorskich. Natomiast na ile gorliwie i skutecznie będzie to prawo egzekwowane zależy też od tego jak zostanie ono zaimplementowane do przepisów krajowych.
- Gdyby miał Pan wskazać co jest najważniejszym osiągnięciem tej kadencji Parlamentu Europejskiego to co by to było?
- Myślę, że jest niewiele takich spraw, które mógłbym ocenić pozytywnie. Z pewnością jedną z nich jest wycofanie się ze zmiany czasu. Ale czy to jest taka ważna kwestia? Raczej niespecjalnie. Generalnie idzie to wszystko w złym kierunku. Natomiast tylko od czasu do czasu zdarzają się zdroworozsądkowe przepisy, które coś delikatnie deregulują. Ale naprawdę było ich do tej pory niewiele.
- A z których decyzji PE jest Pan szczególnie niezadowolony?
- Tych z kolei jest aż tyle, że ciężko byłoby jakieś wyróżnić. Na każdej sesji głosujemy kilkadziesiąt szkodliwych projektów.
- Czy budżet UE na kolejny rok jest wśród tych spraw?
- Uważam, że nie jest to dobry budżet, bo jest jeszcze większy niż poprzedni. Zabieramy jeszcze więcej pieniędzy podatnikom, żeby unijni urzędnicy dzielili je w jeszcze bardziej absurdalny sposób, rozrzucali po świecie w marnotrawczych projektach.
- A nie uważa Pan, że fundusze unijne to jednak dźwignia rozwoju dla naszego kraju?
- Nie sądzę by tak było. Po pierwsze one są niewielkie i nie mają wielkiego znaczenia w skali całej gospodarki. Po drugie są obwarowane różnymi przepisami, warunkami, biurokracją i kosztami ich uzyskania. Do tego są często wydawane w sposób marnotrawny.
Obstawiam, że wybudowalibyśmy jeszcze więcej autostrad gdybyśmy je budowali bez norm unijnych i dyktatu urzędników z Brukseli i bez tej całej unijnej biurokracji.
- W takim razie, czy widzi Pan sens pozostania Polski w Unii Europejskiej?
- Nie widzę. Uważam, że musimy się pilnie z niej wypisać. Ten projekt zmierza w bardzo niebezpiecznym kierunku. Przede wszystkim z powodu przyspieszonej integracji, która zapewne jeszcze bardziej przyspieszy po brexicie. Jakkolwiek zależy nam, żeby uratować swoją niepodległość to trzeba to zrobić teraz bo potem będzie za późno.
Już teraz prowadzone są przygotowania do budowania struktur armii europejskiej. Ewidentnie budujemy jedno państwo, z którego — jak już powstanie — trudno będzie się wypisać. Skoro już teraz, bez jednego żołnierza UE mogła zlekceważyć polskie prawo do reformowania sądów i nakazać polskiemu rządowi wycofanie się z tej reformy to co będzie jeśli będą mieli jeszcze wojsko?
Widać, że to w takim kierunku zmierza i że jesteśmy tu kompletnie lekceważeni. Rozmawianie o reformowaniu Unii od środka to kompletna utopia. Nie ma takiej opcji, żebyśmy tu cokolwiek reformowali. My jesteśmy tu klientem, który wisi na pasku Unii, takim żebrakiem, który liczy na dotacje i tak jesteśmy traktowani.
Sami sobie wmówiliśmy, że od tych dotacji coś ważnego zależy w Polsce. Skoro sami w to wierzymy to potem tak się zachowujemy. Nie mamy żadnej siły przebicia, żadnej siły negocjacyjnej i nie jesteśmy w stanie nic tutaj zmienić. Jest odwrotnie – to nie my reformujemy Unię, to Unia reformuje nas.
Rozmawiał: Mateusz Kicka
kic/ mp/ woj/