Bardzo wiele udało się zrobić w ciągu tych pięciu lat w Parlamencie Europejskim, np. zwiększyć fundusze na badania, rozwój i innowacje, zwiększyć prawa pasażerów kolei i zatrzymać szkodliwe przepisy Pakietu Mobilności - wskazuje europosłanka Elżbieta Łukacijewska (EPL/PO), podsumowując obecną kadencję PE. W jej ocenie porażką całej Unii Europejskiej jest natomiast brexit.
PAP: Choć Parlament Europejski na ostatniej sesji plenarnej w Brukseli poparł propozycje nowych regulacji ws. objęcia przewoźników przepisami o delegowaniu, te regulacje nie zostaną przyjęte w obecnej kadencji PE, bo nie ma na to czasu. Jak Pani ocenie prace Parlamentu nad tymi regulacjami?
Elżbieta Łukacijewska: Wielu europosłów patrzy na rynek europejski nie w szerszym, całościowym kontekście, ale skupia się na oddziaływaniu regulacji jedynie we własnym kraju, często będąc pod naciskiem określonych grup, np. związków zawodowych. Z tej perspektywy ciężko jest przygotować zrównoważone przepisy, które uwzględniałaby interesy wszystkich stron.
Ważne jest oczywiście, żeby pracownicy zarabiali godziwe pieniądze, również pracownicy z Polski, i tego dotyczy ogólna dyrektywa o delegowaniu. Jest to część Europejskiego Filaru Praw Socjalnych.
Z drugiej strony jednak, jeżeli firma z Polski staje do przetargu np. w Niemczech, to czym może skutecznie konkurować? Ceną przede wszystkim. Wynika to bezpośrednio ze stopnia zaawansowania gospodarczego - po prostu koszty życia i pensje w Polsce są niższe niż w Europie Zachodniej.
Jeżeli zrównamy koszty usługi, w sytuacji kiedy firmy z Polski i z Francji złożą te same oferty, to w Polsce wygra polska firma, a we Francji – francuska, bo wiadomo, że łatwiej się jest porozumieć z rodzimym przedsiębiorstwem. Pozostaje również kwestia patriotyzmu lokalnego.
Zatem jeśli w przyszłości przyjmie się te rozwiązania, obawiam się, czy polskim podmiotom gospodarczym uda się utrzymać tę konkurencyjność, z której słyniemy. Miejmy nadzieję, że tak, ale na pewno będzie dużo trudniej.
- Z polskiego punktu widzenia przerwanie prac nad przepisami ws. przewoźników jest sukcesem. Zbliżamy się do końca kadencji. Jak podsumowałaby Pani ten czas? Czy to dobre pięć lat, czy może ma Pani poczucie, że nie wszystko się udało?
- Bardzo wiele udało się zrobić w przeciągu tych pięciu lat - np. zwiększyć fundusze na badania, rozwój i innowacje w ramach instrumentu Horyzont Europa lub na rozwój infrastruktury w ramach programu Łącząc Europę. Udało się zwiększyć prawa pasażerów kolei, wprowadzić zakaz ingerencji w liczniki używanych samochodów sprowadzanych zza granicy, zatrzymać szkodliwe przepisy Pakietu Mobilności. To był bardzo intensywny okres ciężkiej pracy.
Gdybym miała jednak powiedzieć, co się nie udało, to w kontekście całej Unii Europejskiej, bezsprzecznie będzie to niestety brexit. Odejście Wielkiej Brytanii nie ma żadnego pozytywnego aspektu. Możemy oczywiście zwrócić uwagę, że decyzji w tym zakresie nie podejmowali wszyscy mieszkańcy UE, tylko Wielkiej Brytanii, ale jest to znak, że nie udało się skutecznie przeciwdziałać szkodliwej retoryce i przedłożyć racji, które zbijałyby argumenty wszystkim siłom populistycznym i nacjonalistycznym.
Dzisiaj to zamieszanie, które mamy w Wielkiej Brytanii i straty, jakie Brytyjczycy ponoszą, choć jeszcze nie ma rozwodu z Unią, jasno pokazują jak łatwo jest manipulować opinią publiczną i jak niewielką wiedzę mają obywatele na temat Unii Europejskiej. Nie wiedzą, co leży w jej kompetencjach i jak ważna jest to organizacja w dzisiejszym świecie – nawet jeżeli nie wszystko sprawnie działa. Bo nie ma żadnej idealnej organizacji.
To pokazuje, jak duża praca czeka nas wszystkich, aby po wyborach do europarlamentu nie przybyło populistów i nacjonalistów, takich którzy są przeciwko Unii Europejskiej, albo którzy chcą ją rozsadzić od środka.
- Z sondaży przedwyborczych, które publikuje cyklicznie Parlament Europejski, wynika, że skraje partie rosną w siłę...
- I to mnie właśnie najbardziej niepokoi. Przed nami stoi zadanie, aby przekonać ludzi, że nie tędy droga. Tu, gdzie się teraz znajdujemy, jest względnie bezpiecznie, dlatego uznajemy wolność za coś oczywistego, a wojny za zjawisko z przeszłości. A wystarczy mały płomyczek! Ktoś może bardzo szybko podpalić nasz spokój.
To bardzo istotne, żeby w Unii Europejskiej i w działalności Parlamentu Europejskiego poprawić to, co nie do końca działa tak, jak byśmy chcieli. Poprawić w taki sposób, który pozwoli Europejczykom zdać sobie sprawę, że UE jest niezbędna i wszyscy z niej czerpiemy.
Poszanowanie zasad demokracji i praworządności jest fundamentem Wspólnej Europy i jeśli one są naruszane, nie możemy się odwracać i mówić, że to nas nie obchodzi. Po to też powstała Unia, na tych podwalinach, żeby przestrzegać zasad trójpodziału władzy i niezależności sądów. Bez tego nie będziemy w stanie utrzymać stabilności i zadbać o dobrobyt.
- Tendencje, o których Pani mówi, uwidaczniają się w wielu krajach UE...
- To jest widoczne w prawie każdym kraju, niestety także w naszym, gdzie powstała np. partia Polexit. I to pokazuje, że nie do końca dobrze odrobiliśmy lekcję, jako obywatele, jako Unia, jako organizacja. Są pewne trudne decyzje, których nie tłumaczy się mieszkańcom, a którymi często politycy krajowi obarczają właśnie Unię, choć to oczywista nieprawda. Wielokrotnie słyszałam taką retorykę, która uderza w wizerunek Unii.
- Wiele osób wskazuje, że politycy niewygodne dla nich decyzje, które sami podjęli w ramach Rady Europejskiej, przypisują Unii. Jak według Pani można temu zaradzić?
- Niestety polityk, który chce od siebie oddalić jakieś oskarżenia, bardzo często używa argumentu: "to nie ja, to Unia", albo "to nie my, to samorząd powinien wam dać". Tutaj bardzo ważna jest edukacja obywatelska. Musimy zdawać sobie sprawę z tego, co leży w kompetencjach której władzy.
Przez okres, który tutaj pracuję, przyjęłam w biurze ponad 100 stażystów, każdemu zapłaciłam 1000 euro, żeby mógł tutaj spokojnie żyć, a więc w sumie ponad 100 tys. euro przeznaczyłam dla tych młodych ludzi, żeby poznali i dotknęli tego, czym my się zajmujemy na co dzień. Wtedy ma się też inny pogląd na integrację europejską.
Organizuję również wiele wycieczek dla przeróżnych grup społecznych - emerytów, wolontariuszy, nauczycieli, pielęgniarek, amazonek, diabetyków - wszystko po to, aby podnosić poziom świadomości europejskiej Polaków. Jest to niezbędne żeby poprawnie i pełnie uczestniczyć w demokracji.
- Przed jakimi wyzwaniami stanie PE w kolejnej kadencji?
- Przede wszystkim należy mieć nadzieję, że rozkład sił nie będzie niekorzystny dla całego projektu europejskiego, i że będą w nim przeważać siły demokratyczne, a nie populistyczne.
Myślę, że największym wyzwaniem będzie uporządkowanie relacji z Wielką Brytanią po rozwodzie, ale również zadbanie o dalszy rozwój jednolitego rynku i ograniczanie tendencji protekcjonistycznych.
Proszę zauważyć, że dużo rzeczy dopięliśmy w tej kadencji, jak choćby zniesienie geoblokowania, roamingu – to są kwestie naprawdę niesamowite.
- Dlaczego właśnie to wymienia Pani jako sukces? Jakie ma to przełożenie na przeciętnego obywatela?
- Przecież nie ma chyba miejsca w Polsce, gdzie ktoś nie miałby członka rodziny za granicą. Do niedawna, kiedy dzwoniliśmy za granicę, nawet w ramach UE, to za minutę połączenia płaciliśmy 10 zł, a nawet więcej. Teraz te stawki są ujednolicone w obrębie Unii. To są wymierne korzyści dla wszystkich, a zwłaszcza dla młodych ludzi, którzy już teraz właściwie nie rozstają się z telefonem komórkowym.
Dzięki zniesieniu geoblokowania likwidujemy natomiast bariery związane z zakupami w sieci.
- Jakie inne sukcesy ma na koncie ustępujący Parlament?
- Na pewno walkę z plastikiem. To jest coś naprawdę niezwykłego. Wydawałoby się, że to jest kwestia nie do ruszenia. Budowanie świadomości, kampania, którą prowadzimy, pokazując, jak wielkim zanieczyszczeniem jest plastik, jakie szkody dla środowiska i dla zdrowia ludzi powoduje. Bez nacisku Unii pewnie w wielu krajach w ogóle nie podjęto by tematu jego ograniczania.
Do tego dochodzi walka z zanieczyszczeniami. Kilkadziesiąt polskich miast jest w czołówce najbardziej zanieczyszczonych miast UE. Rozporządzenia Unii, żeby ograniczyć emisję CO2, powodują, że coś w temacie wreszcie się zadziało. Nie oznacza to, że droga przed nami nie jest daleka, ale bez Unii Europejskiej, bez jej nacisków pewnie wiele by się w tym zakresie nie zmieniało.
Mogę powiedzieć też o swoim sukcesie, gdyż razem z Tadeuszem Zwiefką zorganizowaliśmy w Brukseli konferencję na temat patentów na leki generyczne. Zwróciliśmy w ten sposób uwagę Komisji Europejskiej na problem długiej ochrony patentowej, powodującej, że producenci nie mogą wytwarzać tańszych leków generycznych.
Udało nam się dzięki tym działaniom i współpracy z polskim przemysłem farmaceutycznym przyjąć przepisy, które pozwolą na to, żeby tańsze leki nowej generacji były dostępne dla szerszej grupy pacjentów.
Chciałabym również zwrócić uwagę np. na rozporządzenia budżetowe - dzięki moim poprawkom udało się przedłużyć korytarz transportowy do Rzeszowa, co oznacza większe możliwości inwestycyjne dla naszego kraju. Również udało się zwiększyć budżet takich instrumentów jak Erasmus+ dla młodych przedsiębiorców, czy Horyzont Europa na innowacje i rozwój firm. To bardzo ważne projekty dla rozwoju konkurencyjności naszego kontynentu.
Jestem także dumna z tego, że udało się zwiększyć prawa pasażerów kolei, ograniczyć proceder fałszowania liczników w używanych samochodach. To wszystko ważne i ciemne inicjatywy, które przynoszą obywatelom wymierne korzyści.
- Od czego Parlament Europejski rozpocznie kolejną kadencję? Jakie są według Pani priorytety, wyzwania?
- Myślę, że wiele będzie zależało od tego, jakie będą nastroje mieszkańców Europy przed wyborami i po wyborach, jaka siła będzie wiodąca w Unii Europejskiej. Na pewno będzie trwała walka o niską emisyjność. Elektromobilność i kwestia niezależności energetycznej UE – to są też tematy, które na pewno będą ważne. Nie chciałabym się wypowiadać za inne komisje PE, bo w każdej są rzeczy bardzo istotne, które po wyborach będą brane pod uwagę.
- Czy patrząc na listy wyborcze ma Pani wrażenie, że w przyszłym PE dojdzie do dużej fluktuacji kadrowej w polskiej delegacji, czy wręcz przeciwnie?
- Ja marzę o tym, żeby Polacy, tak samo jak mieszkańcy krajów tzw. starej Unii, uświadomili sobie, że każdy nowy europoseł, który tutaj przyjdzie, musi stracić co najmniej trzy lata, żeby się wdrożyć, zrozumieć strukturę i specyfikę pracy, która tutaj jest zupełnie inna niż w polskim Sejmie. Ten, kto chce najwięcej ugrać, praktycznie nie zmienia swoich europosłów, bo nie może sobie pozwolić na wymianę całej delegacji.
Mam nadzieję, że obywatele podczas majowych wyborów będą głosowali świadomie na konkretne nazwiska, a nie będą sugerowali się jedynie miejscem na liście. W ten sposób poczynimy krok w stronę bardziej dojrzałej demokracji.
Rozmawiał: Mateusz Kicka
kic/mp/ woj/