Podczas czwartkowej debaty w Parlamencie Europejskim posłowie niemal jednogłośnie wyrażali obawy co do bezpieczeństwa funkcjonowania budowanej przez Rosatom elektrowni atomowej w białoruskim Ostrowcu. Padały porównania do Czarnobyla.
"Komisja wykorzystuje wszelkie środki polityczne, by decyzje co do komercjalizacji elektrowni były podejmowane zgodnie z zasadami bezpieczeństwa. Będziemy chcieli zaangażować Białoruś w system instrumentów europejskich w zakresie bezpieczeństwa jądrowego" - poinformowała komisarz UE ds. energii Kadri Simson, rozpoczynając debatę o ryzyku związanym z funkcjonowaniem elektrowni powstającej 50 km od Wilna.
Andrius Kubilius, były premier Litwy przemawiający w imieniu największej frakcji PE - Europejskiej Partii Ludowej, wskazywał, że elektrownia jest realnym zagrożeniem dla jego kraju. "Nie jesteśmy dużym (państwem). Jeśli dojdzie do jakiegoś wypadku, nie będziemy w stanie nigdzie uciec. Nie sprzeciwiam się elektrowniom jądrowym, ale od zeszłego roku dokładnie wiemy, kim jest (Alaksandr) Łukaszenka. Nietrudno zrozumieć, że przejrzystość, standardy międzynarodowe, niezależność to nie jest coś, co charakteryzuje ten reżim" - argumentował.
Wtórował mu europoseł Lewicy Manuel Bompard. "Elektrownia w Ostrowcu grozi katastrofą podobną do Czarnobyla. Były tam już eksplozje transformatorów" - mówił.
Eurodeputowany PiS Zdzisław Krasnodębski zasugerował, że budowa elektrowni atomowej w Ostrowcu jest przede wszystkim przedsięwzięciem geopolitycznym. Porównał ją do gazociągu Nord Stream 2.
"Wytwarzana w Ostrowcu energia będzie dwukrotnie droższa niż ta wytwarzana w białoruskich instalacjach gazowych. (...) Przyjęte przez Mińsk założenie, że inwestycja zwróci się po 15 latach eksploatacji, jest nierealne. Skoro ekonomicznie inwestycja jest mało opłacalna, dlaczego jest realizowana?" - pytał polski polityk.
"Być może jest tak, jak w przypadku sławetnego Nord Stream 2, że cele są głównie geopolityczne? Jak wiemy, Ostrowiec stanowi zagrożenie dla infrastruktury krytycznej - sieci elektroenergetycznych państw bałtyckich. I właśnie być może udział Rosatomu jest dla wszystkich zagrożeniem geopolitycznym?" - sugerował Krasnodębski.
Jednym z nielicznych, którzy bronili siłowni w Ostrowcu, był francuski poseł Thierry Mariani, reprezentujący prawicową grupę Tożsamość i Demokracja (ID).
"Białoruś ma prawo do prowadzenia własnej polityki w dziedzinie energetyki. Elektrownia jądrowa musi oczywiście spełniać wszystkie standardy bezpieczeństwa. Pamiętajmy, że Polska chce zbudować sześć elektrowni (reaktorów - PAP) jądrowych do 2043 roku i nie chciałbym, żeby ta debata zakwestionowała zasadę, że państwa mają niezależność w dziedzinie produkcji elektryczności" - przekonywał. "Czy uważamy że bardziej demokratyczne są dostawy ropy naftowej z państw Zatoki Perskiej? Czy one szanują Zielony Ład?" - dodał.
Białoruska elektrownia powstaje 23 km od granicy Białorusi z Litwą. Uruchomienie pierwszego reaktora było kilka razy odkładane. Rozpoczęcie eksploatacji pierwszego bloku zaplanowane jest na I kwartał bieżącego roku, a drugi blok ma być wprowadzony do eksploatacji w 2022 roku.
asc/ akl/ kic/