Czwartek, 18 Kwiecień 2024

Bogusław Liberadzki: Unii Europejskiej w skali globalnej nikt nie życzy sukcesu

14.02.2019, 12:02 Aktualizuj: 04.03.2019, 08:16
© European Union 2018 - Source: EP/Genevieve Engel
© European Union 2018 - Source: EP/Genevieve Engel

Musimy sobie zdawać sprawę, że Unii Europejskiej w skali globalnej nikt nie życzy sukcesu. Rosjanie absolutnie, Donald Trump wolałby, żeby UE zniknęła, Chińczycy nie są zainteresowani, żeby była silnym partnerem – podkreśla wiceprzewodniczący PE Bogusław Liberadzki.

Europarlamentarzysta podsumowuje mijającą kadencję Parlamentu Europejskiego i mówi o prognozach na czas po wyborach europejskich, które w Polsce dobędą się 26 maja.

- PAP: co zaliczyłby Pan do sukcesów Parlamentu Europejskiego mijającej kadencji?  

- BL: Myślę, że sukcesów Parlamentu Europejskiego jest wiele, choć w niektórych sprawach jest pewien niedosyt. Na początku kadencji udało się ustalić reguły nowej perspektywy finansowej 2014-2020, jest to niewątpliwie sukcesem tego Parlamentu Europejskiego. Kwota ogółem, która jest w obecnym budżecie jest mniejsza niż w poprzednim, ale państwa nowej Unii nie straciły, wręcz odwrotnie, np. Polska zyskała 8 mld euro. I to jest zasługą Parlamentu Europejskiego, który zawsze stał na stanowisku, żeby kierować więcej wspólnotowych pieniędzy na politykę spójności, żeby zmniejszać różnicę między państwami nowej i starej Unii.

Drugi obszar bardzo ważny, to kłopoty związane z kryzysem gospodarczym i państwami, które skończyły pobieranie środków z budżetu europejskiego w 2007 roku, rozliczyły te pieniądze w 2010 r. i zaczęły mieć kłopoty finansowe: Grecja, Hiszpania, Portugalia, Irlandia. Poprzez Parlament Europejski udało się w dużej mierze złagodzić bardzo rygorystyczne, liberalne podejście tzw. trojki i pokazać, że Unia Europejska jest instytucją, która ma charakter solidarny. Zwłaszcza w przypadku Grecji pomoc była najbardziej widoczna. Strona grecka, Komisja Europejska, instytucje finansowe zaaprobowały program naprawczy dla gospodarki greckiej. Znaleziono i skierowano na ten cel ponad 200 mld euro - bo tyle wynosiły koszty ratowania Grecji – a jednocześnie udało się poprzez Parlament Europejski wymóc na stronie greckiej pewne oszczędności, wiążące się z cięciem przywilejów, którymi cieszyła się sfera budżetowa w Grecji. Patrząc z tej perspektywy, to był sukces.

Kolejna rzecz, to przygotowanie Europejskiego Funduszu Inwestycji Strategicznych, wartego 300 mld euro - daliśmy tym asumpt prorozwojowy. Były obawy, że to, plus polityka monetarna Europejskiego Banku Centralnego, a zatem pompowanie pieniędzy w gospodarkę, może przynieść inflację, otóż to się nie stało.

Parlament wpłynął też na systematyczną poprawę dyscypliny budżetowej wewnątrz Unii Europejskiej. Poziom błędu przy wydatkowaniu środków, a mówimy wreszcie o 170 mld euro co roku, radyklanie się zmniejszył.

- Jak prace Parlamentu przełożyły się na obywateli UE?

- Jedno z ostatnich wydarzeń, to są regulacje dotyczące praw pasażerów w transporcie kolejowym, które zostały rozszerzone. Zbliżyły się one do reguł obowiązujących w lotnictwie i przewozach autobusowych dalekodystansowych, ze szczególnym uwzględnieniem praw osób niepełnosprawnych. Chodzi o prawo do otrzymania odszkodowania za opóźnienie pociągu, nawet do 100 proc. kosztów biletów, czy prawo do zapewnienia połączenia alternatywnego.

- Niektóre decyzje PE wzbudziły kontrowersje. Jak Pan ocenia debaty w PE na temat praworządności?

- Parlament Europejski spełnił swoją funkcję, wraz z Komisją stał na straży praworządności w Unii Europejskiej. Parlament odegrał dość istotną rolę w inicjowaniu tych debat, dotyczyło to niestety Polski, co mnie osobiście martwi, ale z drugiej strony praworządność jest ostoją Unii Europejskiej. W Parlamencie Europejskim podejmowaliśmy wiele rezolucji, udało się też rozszerzyć zakres zainteresowania i obserwacji poza Polskę, na inne państwa, Węgry, Rumunię. Był czas, kiedy zajmowaliśmy się dosyć wyraźnie Maltą.

- Czy Parlament, jako organizacja, funkcjonuje sprawnie?

- Pośrodku kadencji PE nastąpiła zmiana władz parlamentu, tak jak to się dzieje na półmetku, odszedł przewodniczący Martin Schulz, zastąpił go Antonio Tajani, ja zostałem wybrany na wiceprzewodniczącego PE. Zmiana warty nastąpiła bardzo płynnie, harmonijnie, w zasadzie obserwator zewnętrzny nie zauważył tego. To świadczy o tym, że Parlament Europejski jest instytucją stabilną wewnętrznie, ma swoje reguły, tych reguł przestrzega i one się sprawdzają. Niezależnie od tego, że mamy znaczącą grupę eurosceptyków czy antyeuropejczyków w Parlamencie Europejskim, Parlament zwyczajnie funkcjonuje, przy zachowaniu reguł gry, które zawsze tutaj obowiązywały.

- Co w takim razie się nie udało? W czym upatruje Pan porażek?

- Rzecz, która się nie udała, czy nie w pełni daje mi satysfakcję, to jest kwestia rozłożenia w czasie działalności regulacyjnych. W poprzedniej kadencji Parlamentu sformułowaliśmy postulat pod adresem Komisji, w tej kadencji nowej Komisji ten postulat powtarzaliśmy, że w ostatnim, piątym roku kadencji nie powinny być istotne sprawy rozpatrywane, zwłaszcza kontrowersyjne.

Tak się nie stało. Mamy chociażby międzynarodowy transport drogowy, nadzwyczaj kontrowersyjny. Teraz jest moment bardzo niewygodny, ponieważ dla celów wyborczych każda grupa polityczna, a do tego jeszcze państwa, okopały się głęboko w swoich pozycjach. To jest sprawa, która w najbliższych tygodniach będzie musiała znaleźć swój finał. Osobiście opowiadam się za tym, że należy to odłożyć na czas po wyborach. Wtedy będziemy zupełnie inaczej rozmawiać. Odłożenie na czas po wyborach nie oznacza odłożenie problemu w ogóle, tylko usuniecie takiego podejścia, że Francuzi, Niemcy, Szwedzi, Finowie, Belgowie, Holendrzy chcą iść na wybory z jakimś widocznym sukcesem. Mówiąc bez niedomówień, chcą ograniczyć prawa i swobodę funkcjonowania na rynku Europy Zachodniej przewoźników polskich, bułgarskich, rumuńskich, czeskich czy litewskich.
 
Sprawy, które różnie się kształtowały, to jest polityka imigracyjna. Mieliśmy milion osób, które dotarły nielegalnie – bardzo wyraźnie to sobie powiedzmy – do naszych państw, takich jak Grecja, Malta Hiszpania, Francja i coś należało z nimi zrobić. Przyjęta kwota okazała się kontrowersyjna jako metoda rozwiązania. Parlament się za tym opowiedział, to prawda, bo nie widzieliśmy innej perspektywy. Natomiast wyciągnięto z tego wnioski, co jest pozytywne.

- Co to za wnioski?

- Przygotowanie programu inwestycyjnego na terenie Afryki, dla państw, z których odbywał się exodus ludzi. Co roku kierujemy tam miliardy euro. Druga sprawa, to rozszerzenie kompetencji Komisji Europejskiej, czyli wspólnotowa metoda ochrony granic. Komisja Europejska dostała od Parlamentu Europejskiego zgodę i zalecenie na utworzenie europejskiej armii ochrony granic, zwłaszcza tej granicy wzdłuż Morza Śródziemnego. Za cztery lata będziemy mieć około 8 tys. takich żołnierzy. Parlament Europejski również zażądał, żeby przygotować w nowym budżecie pieniądze, ok. 35 mld euro, na integrację europejskiego przemysłu obronnego.

- Co by Pan wskazał jako swój osobisty sukces?

- W styczniu 2017 r. zostałem wybrany na wiceprzewodniczącego Parlamentu, uzyskując drugi wynik w skali Parlamentu, a w ramach swojej grupy politycznej, Postępowego Sojuszu Socjalistów i Demokratów, dostałem największą sumę głosów. Jednocześnie udało mi się zaktywizować kilka obszarów, za które odpowiadam, jak bezpieczeństwo Parlamentu i współpraca z parlamentami narodowymi. Parlamentaryzm europejski to jest Parlament Europejski, to są parlamenty narodowe, ale także samorządy, regiony, które mają swoje parlamenty. W całej demokracji europejskiej jesteśmy w takim systemie od lokalnych społeczności aż po Parlament Europejski.

Nie zdarzył się też żaden incydent w Parlamencie Europejskim, który by zagroził bezpieczeństwu. Nie mieliśmy istotnych skutków cyberataków. Udało się także dokonać istotnej poprawy w strukturze wydatków parlamentu. Dochodzi jeszcze współpraca z międzynarodowymi instytucjami finansowymi, czyli Bankiem Światowym, Europejskim Bankiem Inwestycyjnym oraz Międzynarodowym Funduszem Walutowym. Udało nam się pokazać, że jest potrzebny efekt synergii np. w sprawach badań, koncepcji instrumentów finansowych czy rozliczania efektywności inwestycji. Myślę, że z tego wynikną rekomendacje do nowych wieloletnich ram finansowych dotyczące tzw. blended financing, czyli mieszanego finansowania z użyciem funduszy strukturalnych, wspomaganych kredytami i jednocześnie połączonych ze środkami prywatnymi.

Poza tym miałem kilka ciekawych sprawozdań, choćby ws. przewozów pasażerskich. Jestem również bardzo mocno włączony w tematykę międzynarodowych przewozów samochodowych. Wcześniej był pakiet kolejowy i usługi użyteczności publicznej oraz raporty absolutoryjne dla Parlamentu Europejskiego czy Rady Europejskiej.

- Jakby pan zdefiniował największe wyznawania dla Parlamentu Europejskiego na kolejną kadencję?

- Obszarem pełnym wyzwań jest brexit. Pozostała Unia Europejska, czyli EU-27 i podwyższenie poziomu jej integracji wewnętrznej. Musimy sobie zdawać sprawę, że Unii Europejskiej w skali globalnej nikt nie życzy sukcesu. Rosjanie absolutnie, Donald Trump wolałby, żeby Unia Europejska zniknęła, Chińczycy milczą we wszystkich językach, łącznie z chińskim, ale wiemy, że nie są zainteresowani tym, żeby Unia Europejska była silnym partnerem.

Zewnętrznie nie będziemy mieć atmosfery, "rośnijcie w siłę, będziemy was respektować", wręcz odwrotnie. Chociażby ostatni despekt ze strony Stanów Zjednoczonych, gdzie ranga ambasady Unii Europejskiej została obniżona do rangi przedstawicielstwa międzynarodowej organizacji w USA.

Myślę, że tym się nie będziemy przejmować, to raczej spowoduje świadomość, iż będąc w Unii Europejskiej każde z państw członkowskich w sensie ekonomicznym zwiększa swoja suwerenność, dlatego że jesteśmy dużo silniejsi. Pozycja Polski, ale i Estonii i Malty w ramach Unii Europejskiej jest dużo silniejsza wobec Stanów Zjednoczonych czy Rosji, niż poza UE.
 
Inna sprawa, że nowe państwa UE nie zawsze są traktowane jako równorzędny partner wobec starej UE-15. Musimy kończyć z tym odczuciem, moim zdaniem uzasadnionym, że tamtym wolno więcej.

Z drugiej strony powinniśmy w instytucje europejskie mocniej wrosnąć, my za mało uczestniczymy, nie ma żadnej widocznej inicjatywy nowych państw, także Polski. Takiej, która wywołałaby wrażenie, że wnosimy swój wkład, chcemy realnie wpływać na kształt Unii Europejskiej.

- Na ile w Pana ocenie zmieni się układ polityczny w przyszłym Parlamencie Europejskim?

- Po brexicie zmieni się na pewno w dwóch grupach policyjnych najmocniej. Mianowicie wśród Europejskich Konserwatystów i Reformatorów, ponieważ 1/3 tej grupy pochodzi z Wielkiej Brytanii, również moja grupa polityczna ucierpi, bo 18 miejsc na 180 to są Brytyjczycy z Labour Party. Jest to istotne osłabienie.
 
Należy się liczyć z tym, że może być utrzymany pewien lekki trend wzrostowy po stronie eurosceptyków lub antyeuropejczyków, choć tutaj byłbym ostrożny. Kiedyś były wielkie groźby, że Nigel Farage i jego formacja zdobędą istotny wpływ w Izbie Gmin. Również straszono nas, że Geert Wilders to będzie gigantyczny sukces w Holandii, a Marine Le Pen w Francji. Wszystko dużo poniżej oczekiwań. Przy czym mamy tam do czynienia z nie do końca wyjaśnionymi źródłami finansowania tych działalności. Dlatego myślę, że powinnyśmy w okresie kampanii wyborczej uzyskać jak najdalej posuniętą transparentność, kto za kim, za którą grupą polityczną stoi.
 
Sądzę zatem, że możemy się spodziewać, iż socjalistów i demokratów będzie mniej, może o 30 osób, może o 35. W przypadku chadeków to zależy od tego, jak CDU i CSU będą notowane w Niemczech, tak nisko jeszcze nie były. Należy się spodziewać, że z 215 zostanie może 190 posłów EPL.

Nie wiadomo, ilu posłów będzie w stanie wprowadzić partia En Marche! prezydenta Francji Emmanuela Macrona. Nie wiemy, czy macroniści pójdą do liberałów, czy do innej grupy politycznej. Spodziewam się, że nie pójdą do Europejskiej Partii Ludowej, bo Macron jest człowiekiem bardzo ambitnym i będzie wolał mniejszą grupę polityczną, żeby być w niej ważniejszy, ale zobaczymy, jaki będzie rozwój sytuacji.

- Jak w Pana ocenie głosy rozłożą się w Polsce?

- Polska jest to kolejne ważne państwo, dlatego że będziemy piątym największym demograficznie i geograficznie państwem członkowskim Unii Europejskiej, będziemy mieć 52 mandaty. Dzisiaj mamy 19 europosłów Prawa i Sprawiedliwości, 19 Platformy Obywatelskiej, czterech PSL-u, pięciu SLD i cztery osoby, które szły pod sztandarami Janusza Korwin-Mikkego. Zatem w tej części proeuropejskiej to jest połowa, a druga połowa - jeżeli PiS zaliczymy do eurosceptyków a Korwin-Mikkego do antyeuropejczyków - jest eurosceptyczna czy nawet gorzej.

W Polsce 80 proc. obywateli mówi, że chce być w Unii Europejskiej. Choć to wcale nie oznacza, że nie będzie znaczącego poparcia dla Prawa i Sprawiedliwości, bo wyborcy mogą chcieć być UE, ale na zasadach takich jakie głosi Prawo i Sprawiedliwość. Wynik jest trudny do przewidzenia, aczkolwiek na Polskę bardzo wyraźnie się patrzy.

- Kto był Pana zdaniem najbardziej pracowitym polskim europosłem kadencji 2014-2019?

- Jednej osoby nie sposób wskazać, trzeba by wymienić kilka. Na pewno pani Krystyna Łybacka w części dot. edukacji i kultury, zresztą jest jedną z dwóch na krótkiej liście do nagrody najpracowitszego posła roku. Na pewno Jan Olbrycht w dziedzinie budżetu. Myślę, że do osób pracowitych, znaczących należy Czesław Siekierski, przewodniczący komisji rolnictwa. Swoją aktywnością i pracą jest widoczna pani Danuta Hubner. W części dot. polityki obronnej - Janusz Zemke, który bardzo jest zaangażowany w szeroko rozumiane bezpieczeństwo Unii Europejskiej. Sprawy energetyczne – to pan prof. Adam Gierek, chociaż jego koncepcja nie do końca zgadza się z koncepcją mojej grupy politycznej, ale to nie ujmuje faktu, że jest aktywny.

Rozmawiał: Mateusz Kicka

kic/ woj/

 

 

 

Więcej o:

PLIKI COOKIES

Ta strona korzysta z plików cookie. Sprawdź naszą politykę prywatności, żeby dowiedzieć się więcej.