Procedura zmiany traktatów już się toczy; jej zwolennikom bardzo zależy na czasie - mówi w rozmowie z PAP eurodeputowany PiS Jacek Saryusz-Wolski, komentując propozycje zmian traktatowych zaakceptowane przez Komisję Spraw Konstytucyjnych PE, które będą poddane pod głosowanie na najbliższej sesji plenarnej Parlamentu.
"Procedura zmiany traktatów już jest w toku, walec się toczy. Raport PE ma znaczenie formalne, ponieważ uruchamia, zgodnie z art. 48 Traktatu o Unii Europejskiej, całą procedurę. Po przegłosowaniu na sesji plenarnej trafi on 12 grudnia pod obrady Rady ministrów ds. europejskich. Jak twierdzi prezydencja hiszpańska, jest wystarczającą większość, żeby przekazać to Radzie Europejskiej, która zwykłą większością głosów może zwołać Konwent przewidziany Traktatem, złożony z przedstawicieli państw członkowskich i instytucji unijnych. Konwent pracuje nad traktatem i rezultat przekazuje Radzie Europejskiej. Przewodniczący Rady Europejskiej zwołuje Konferencję Międzyrządową i następnie uzgodniony Traktat trafia do ratyfikacji przez państwa członkowskie. Proces ten już się rozpoczął. Nie są to pomysły europosłów, ani raporty ekspertów, tylko formalna procedura zmiany Traktatów w toku" - wyjaśnia Jacek Saryusz-Wolski.
Zwraca uwagę, że wyraźny pośpiech z jakim się proceduje tę kwestie nie jest przypadkowy.
"Nieartykułowaną intencją jest by zmieścić się w pierwszym półroczu 2024 roku, tzn. za prezydencji belgijskiej, która temu projektowi sprzyja, a przed kolejnym półroczem prezydencji węgierskiej, która temu projektowi nie sprzyja. Nie bez znaczenie jest tu także wynik wyborów w Polsce. Jak sądzi Berlin i Paryż, znika blokada Warszawy w tej sprawie, co ma osłabić - jak sądzą - sprzeciw innych" - tłumaczy europoseł PiS.
Apeluje też, by nie łudzić się, że proponowane zmiany zostaną odrzucone w procesie ratyfikacji przez państwa członkowskie.
"Jeśli teraz nie nastąpi przebudzenie, jeśli społeczeństwa nie otrząsną się i nie zdadzą sobie sprawy z tego, że chce się pozbawić je ich państw co się dzieje, jeśli nie powstanie ruch oporu społecznego, który zapowiedział prezes Jarosław Kaczyński, jeśli nie będzie koalicji państw, gdzie są przeciwne temu konserwatywne rządy, to stanie się to samo co z Traktatem Konstytucyjnym. Istniał przecież wówczas i opór społeczeństw i partii politycznych, i państw członkowskich, a pomimo to na koniec nawet najbardziej eurooporna i euroodporna Wielka Brytania też się złamała. Oni na to liczą. Że będą poprzez szantaż i presję wyłuskiwać po kolei oporne kraje. A sytuacja jest o wiele groźniejsza niż kilkanaście lat temu. Kiedy ważył się los Traktatu Konstytucyjnego, instytucje unijne nie miały do dyspozycji tak potężnych narzędzi wywierania presji, jak dziś: możliwości odbierania pod byle pretekstem miliardowych funduszy, trzymania w szachu finansów całych państw, jak np. Włoch. Ponadto już dużo wcześniej, w oczekiwaniu na ten moment, znaleziono rozwiązanie na problem francuski - zmieniono tam konstytucję, jej art.52, usuwając z niej wymóg referendum ws. zmian Traktatów UE" - wylicza polski polityk, który był jednym z głównych negocjatorów przystąpienia Polski do Unii Europejskiej w 2004 roku.
Zaznacza, że zmiany traktatowe będą nieodwracalne jeśli raz wejdą w życie ustawią machinę biurokratyczną Unii na określnych torach i cofnięcie jej będzie niemożliwe.
"Podsumowując, to nie jest wcale projekt federalistyczny i demokratyczny, tylko centralistyczny i antydemokratyczny, budowy superpaństwa. My bronimy UE, Europy ojców założycieli, Roberta Schumana - wspólnoty suwerennych państw. Oni chcą zbudować w miejsce UE superpaństwo wg. idei komunistycznego manifestu z Ventotene Spinellego, gdzie państwa członkowskie zostaną de facto zlikwidowane, pozostaną w wymiarze symbolicznym i faktycznie zostaną zredukowane do roli regionów, landów, czy województw. W jej tle jest zamysł geopolityczny Europy od Lizbony do Władywostoku, bez USA pod hegemonią niemiecką i związana ścisłym sojuszem z Rosją. Dla Polski oraz Europy Środkowo-Wschodniej oznacza to zabójcze niebezpieczeństwo znalezienia się w strefie zgniotu tektonicznego między europejskim superpaństwem i Rosją. Taka jest, wręcz egzystencjonalna, stawka tej gry" - konkluduje Jacek Saryusz-Wolski.
Z Brukseli Artur Ciechanowicz (PAP)
asc/ jar/