Czujemy się równoprawnymi członkami Koalicji Europejskiej także dlatego, że w jej programie znalazło się bardzo dużo naszych postulatów - podkreśla współprzewodniczący Zielonych Marek Kossakowski. Jak dodał 13 przedstawicieli ugrupowania startuje z list KE do Parlamentu Europejskiego.
Przekazujemy fragmenty wywiadu Kossakowskiego dla PAP.
PAP: Ile Zieloni mają członków?
M.K.: Mamy teraz około 1300 członków i sympatyków. Bardzo duży napływ zaczął się od wyborów samorządowych. Z Małgorzatą Tracz przyjęliśmy wtedy strategię, która zakładała samodzielny start do sejmików i wystawienie list we wszystkich okręgach. Dla małej partii to bardzo duże przedsięwzięcie organizacyjne. Udało nam się to we wszystkich województwach, choć nie we wszystkich okręgach. Byliśmy jednym z 10 komitetów, które zarejestrowały listy ogólnopolskie. Wynik mieliśmy 1,15 proc. i do sejmików nie zdobyliśmy oczywiście żadnych mandatów. Ale ta strategia się opłaciła, bo te 1,15 proc. to jest poziom 180 tys. głosów. Niby to jest mało, ale wszyscy politycy, z którymi zaczęliśmy przystępować do rozmów, widzieli i doceniali to. Samodzielny start we wszystkich okręgach był naszym ogromnym atutem w dalszych rozmowach.
PAP: Dzięki temu jesteście jednym z pięciu podmiotów, tworzących Koalicję Europejską?
M.K.: Tak, na tym nam właśnie bardzo zależało.
PAP: Ale jesteście w koalicji z partiami, które mają zupełnie inne poglądy np. na prawo do przerywania ciąży, partiami dosyć konserwatywnymi w sferze obyczajowej. Nie przeszkadza wam to? To nie jest nadmierny pragmatyzm?
M.K.: Odbieram to zupełnie inaczej. Nie uważam, że w wielkich bólach zgodziłem się na kompromis, porzucając jakieś swoje idee. To jest dobra koalicja, bo się różnimy, a społeczeństwo jest przecież dosyć różnorodne. Są w nim różne poglądy, tak jak w naszej koalicji.
PAP: Ale coś taką koalicję musi łączyć.
M.K.: To przede wszystkim wartości europejskie i szereg ważnych postulatów, które dotyczą Polski. Przede wszystkim przywiązanie do demokracji. Czujemy się równoprawnymi członkami tej koalicji także dlatego, że w jej programie znalazło się bardzo dużo naszych postulatów. Jest 10 punktów wspólnej deklaracji, a jeden z punktów dotyczy zmian klimatu i czystego powietrza, odchodzenia od paliw kopalnych, stawiania na energię odnawialną - naszym postulatem jest dojście do 2035 roku do 50 procent z energii odnawialnej w polskim mikście energetycznym. Nasi koalicjanci się z tym zgadzają. Bardzo nam jest bliski punkt dotyczący transportu i stawianie na komunikację zbiorową, walka z wykluczeniem komunikacyjnym w Polsce. Zależało nam także na punkcie o młodzieży, który ostatecznie znalazł się w deklaracji.
PAP: To jest koalicja na wybory do Parlamentu Europejskiego - gdybyście otrzymali mandaty, w jakiej frakcji się znajdziecie?
M.K.: Były takie przypadki w Europie, że europosłanki i europosłowie startujący w ramach koalicji wstępowali do różnych frakcji. W naszym przypadku też jest to możliwe - że będą to aż cztery frakcje. Nasza frakcja nazywa się Zieloni/Wolny Sojusz Europejski.
PAP: Jesteście zadowoleni z miejsc na listach KE dla Zielonych?
M.K.: Mamy znakomite kandydatki i kandydatów, ale nie mamy jeszcze w swoich szeregach byłych premierów i ministrów, jak inni nasi koalicjanci. PO, PSL i SLD mają tylu doświadczonych polityków, że jest oczywiste, że to oni zajmują jedynki i dwójki, by mogli ciągnąć listy. Naszym postulatem było, by mieć kandydatów we wszystkich okręgach i został on spełniony. Mamy na listach 7 kobiet i 6 mężczyzn, czy uda im się wejść do europarlamentu – zależy już od wyborcy.
PAP: Jakie są szanse na przetrwanie Koalicji i wspólny start w jesiennych wyborach parlamentarnych?
M.K.: Będziemy to wiedzieć 27 maja, a wiele zależy od wyniku. My jesteśmy optymistami i rozmawiając o tej koalicji myśleliśmy też o tym, co się stanie jesienią. Jeżeli będzie nam się dobrze współpracowało, tak jak dziś, jeśli osiągniemy dobry wynik, będzie naturalne, że ta koalicja w takim lub lekko odmiennym składzie pójdzie także do wyborów parlamentarnych.
Choć u mnie w partii jest także ciśnienie, by startować samodzielnie. Start samodzielny rozważaliśmy także w wyborach do Parlamentu Europejskiego, ale uważam, że dokonaliśmy lepszego wyboru. Bo w sumie większą rozpoznawalność i możliwość propagowania naszych zielonych idei daje nam uczestniczenie w Koalicji Europejskiej, niż gdybyśmy wystartowali jako samodzielny podmiot. Nawet jeśli udałoby się zarejestrować listy we wszystkich okręgach, bylibyśmy niewidoczni medialnie. A w Koalicji Europejskiej naszym warunkiem było, że musimy być zarówno w nazwie, a także być równoprawnym podmiotem w przypadku uczestnictwa w konferencjach prasowych czy konwencjach. Ten warunek jest spełniony, więc nie czuję się gorszy niż szefowie PO czy PSL.
Rozmawiał: Piotr Śmiłowicz
pś/ woj/