Niedziela, 24 Listopad 2024

Robert Iwaszkiewicz: mam nadzieję na silną uniosceptyczną frakcję w PE

01.04.2019, 09:50 Aktualizuj: 01.04.2019, 10:26
© European Union 2013 - Source: EP/Genevieve Engel
© European Union 2013 - Source: EP/Genevieve Engel

Europoseł Robert Iwaszkiewicz (KNP/EFDD) uważa, że w Parlamencie Europejskim mijającej kadencji włożono wiele wysiłku w utrudnienie funkcjonowania posłom należącym do eurosceptycznych ugrupowań, ale – jak podkreśla – nie udało się wyeliminować unioscpetyków.

Iwaszkiewicz, który będzie się w tegorocznych wyborach ponownie ubiegał o mandat, za swój osobisty sukces uważa przyczynienie się do przetrwania unioscpetycznej grupy, w skład której wszedł. Ceni sobie też występowanie przeciwko dyrektywie zaostrzającej przepisy regulujące dostęp do broni palnej. Według niego priorytetem w przyszłej kadencji PE będzie stworzenie silnej grupy uniosceptycznej, która miałaby rzeczywisty wpływ na administrację europarlamentu oraz na „możliwość blokowania absurdalnego prawodawstwa unijnego”.
 
PAP: Co w Pana ocenie udało się osiągnąć Parlamentowi Europejskiemu, a czego nie udało się osiągnąć, w kadencji 2014-2019?
 
Robert Iwaszkiewicz: Parlamentowi udało się rozwiązać kilka problemów, które wcześniej sam stworzył. Mamy tu do czynienia z niezwykle rozwiniętą biurokracją, której działania wymagają stworzenia szeregu regulacji, które potem stają się tylko powodem do żartów. Z roku na rok Parlament osiąga w tym coraz większe mistrzostwo, pozostając jednocześnie niezdolnym do rozwiązania własnych podstawowych problemów. Przypomnę, że od lat w budynku Parlamentu w Brukseli i Strasburgu nie ma ciepłej wody.
 
Czego się Parlamentowi absolutnie nie udało, choć włożył w to wiele wysiłku politycznego, organizacyjnego i prawnego, to wyeliminować uniosceptyków. W minionych latach mieliśmy do czynienia z prawdziwą ofensywą prawno-administracyjną Parlamentu, mającą na celu pozbawienia grup uniosceptycznych narzędzi działania, jakie mają grupy prounijne. Likwidowano kolejne uniosceptyczne europejskie partie polityczne i fundacje polityczne. Wszystkie uniosceptyczne grupy polityczne i większość posłów podlegała pogłębionym kontrolom ze strony administracji parlamentu i firm zewnętrznych. Pomimo tego - przetrwaliśmy.
 
- Co postrzega Pan jako osobisty sukces? Co udało się Panu zrobić dla Polski, dla swojego regionu?
 
- Moim osobistym sukcesem jest to, że pomimo przytłaczającego efektu skali, jestem wszak tylko jednym z 751 posłów w dość małej grupie politycznej, udało mi się dość skutecznie odcisnąć ślad w kilku sprawach. Kiedy na początku kadencji zwrócono się do mnie z prośbą o przystąpienie do EFDD, której szefuje Nigel Farage, ponieważ ta grupa właśnie ze względu na naciski administracji Parlamentu była na skraju dezintegracji, ochoczo się zgodziłem. W ten sposób walnie przyczyniłem się do przetrwania tej uniosceptycznej grupy.

Wiele wysiłku włożyłem w pracę nad absurdalną dyrektywą o dostępie do broni. Ideą tej dyrektywy była teza brzmiąca jak żart: ograniczenie dostępu do legalnej broni dla uczciwych obywateli sprawi, że terroryści stracą swój dostęp do broni. Tak jakby terroryści kupowali broń w sklepie, na pozwolenie i z wpisem do książeczki broni. Wiele godzin trzeba było tłumaczyć ludziom uprzedzonym do broni, że terroryści nie okradają europejskich muzeów ani europejskich myśliwych, aby zdobyć broń, tylko normalnie kupują ją na czarnym rynku, gdzie żadne dyrektywy nie są respektowane. Zawsze starałem się dać świadectwo prawdzie, nawet jeśli byłem w tym osamotniony. Przytłaczająca większość moich głosowań była w kontrze do reszty sali - i jestem z tego dumny.
 
- Jakie są według Pana priorytety dla PE na kolejną kadencję?
 
- Priotytetem na przyszłą kadencję jest stworzenie silnej grupy uniosceptycznej, która miałaby realny wpływ na administrację parlamentarną oraz na możliwość blokowania absurdalnego prawodawstwa unijnego. Parlament Europejski powinien bowiem działać na rzecz zwrotu kompetencji prawodawczych do parlamentów krajowych zgodnie z zasadą subsydiarności. Chciałbym żeby przyszła uniosceptyczna grupa walczyła o konserwatywne obyczajowo i wolnorynkowe oblicze Europy. Tylko bowiem porządek w sercu i głowie człowieka jest gwarantem jego osobistego i wspólnotowego rozwoju. Unia Europejska obecnie natomiast uprawia inżynierię społeczną, próbując wychować sobie nowego Europejczyka, które nie będzie chciał mieć nic wspólnego z dziedzictwem Europy.
 
- W jaki sposób politycznie zmieni się Parlament Europejski - i czy w ogóle się zmieni - w kolejnej kadencji?
 
- Przyszły Parlament Europejski będzie, głęboko w to wierzę, najbardziej uniosceptycznym parlamentem w całej swoje historii. Chciałbym, żeby była jedna grupa uniosceptyków, wtedy miałaby szansę być drugą co do wielkości grupą polityczną w Parlamencie Europejskiem. Realnie jednak patrząc, zapewne będą dwie takie grupy. Jest spore prawdopodobieństwo, że Polacy będą w obu grupach odgrywać ważne lub kluczowe role. Moim marzeniem natomiast jest, aby w końcu zerwać z dyktatem państw dużych - Francji i Niemiec - w pracach parlamentu, ta instytucja w końcówce swojej historii powinna być bardziej zorientowana na państwa Europy Środkowej i Środkowo-Wschodniej.
 
- Czy będzie się Pan ubiegał o reelekcję? Jakie są Pana motywacje? Czy z tego samego komitetu?
 
R.I.: Zdecydowałem, że będę startował ponownie do Parlamentu Europejskiego. W ramach Konfederacji - koalicji polskich partii i środowisk wolnorynkowych, narodowych, prolajfowych i po prostu zdroworozsądkowych - będę liderem w okręgu Dolny Śląsk i Opole. To jest ten sam okręg, z którego obecnie jestem posłem do Parlamentu Europejskiego.
 
- Kto był Pana zdaniem najbardziej pracowitym polskim europosłem kadencji 2014-2019?
 
- Bez wahania wskazuję na Janusza Korwin-Mikkego. Był niesamowicie aktywnym i pracowitym posłem, który nie przepuszczał żadnej okazji, aby zabrać głos na forum Parlamentu. To jednak nie jest decydujące przy moim wyborze. Decydujące jest to, że przy całym jego zaangażowaniu wykonywał swoje obowiązki posła w ostrej kontrze do administracji parlamentu, która na wszelkie sposoby starała się utrudnić, a nawet uniemożliwić, jego aktywność parlamentarną. Janusz Korwin-Mikke został wielokrotnie ukarany finansowo lub regulaminowo za swoje wystąpienia, które wypełniały to, co nazywamy „pełnieniem mandatu poselskiego”. Właśnie za tę siłę i wytrwałość uznaję go za najbardziej pracowitego posła w mijającej kadencji.

Rozmawiała: Monika Kielesińska

PLIKI COOKIES

Ta strona korzysta z plików cookie. Sprawdź naszą politykę prywatności, żeby dowiedzieć się więcej.