Składka Niemiec do unijnej kasy będzie w nowym budżecie UE aż sześciokrotnie większa niż Polski, ale to właśnie ten kraj najwięcej zyskuje na funkcjonowaniu jednolitego rynku - wynika z danych opublikowanych we wtorek przez Komisję Europejską.
Choć propozycja wieloletnich ram finansowych na lata 2021-2027 została opublikowana przez Komisję półtora roku temu, dopiero teraz, pod wpływem pojawiających się w zachodniej prasie i nie zawsze dokładnych informacji o narodowych składkach, Bruksela zdecydowała się przedstawić szczegółowe wyliczenia, ile i które państwo członkowskie ma wpłacać do wspólnej kasy.
Prezentacja przygotowana przez ekspertów KE ma pomóc zerwać z podziałem na państwa więcej wpłacające niż otrzymujące z UE (płatników netto) oraz te, które więcej zyskują, niż wynosi ich składka (beneficjenci netto). Historycznie do tej pierwszej grupy zaliczały się bogate kraje zachodnie, takie jak Francja, Niemcy, Belgia czy Holandia, a do drugiej kraje, które dołączyły do Wspólnoty w ostatnich latach, takie jak Polska, Słowacja, Bułgaria czy Rumunia.
Taki też podział utrzymuje się w toczących się właśnie negocjacjach dotyczących kolejnej siedmiolatki. Bogata północ i zachód Europy opowiadają się za cięciami i mniejszymi wpłatami, a biedniejsze wschód i południe wolałyby wyższe składki i potencjalnie większe transfery.
Eksperci KE przekonują, że takie uproszczenie jest coraz mniej aktualne. Cały czas spada bowiem udział w unijnym budżecie prostych transferów, jak choćby wydatków na wspólną politykę rolną, w przypadku których łatwo wskazać, ile zostało skierowane do którego państwa członkowskiego.
Trzy dekady temu UE przeznaczała na rolnictwo prawie 60 proc. swojego budżetu. Dziś jest to mniej niż 40 proc. a w latach 2021-2027 ma być to 29 proc. Do podobnego poziomu ma spaść też udział w wydatkach na politykę spójności. W jej przypadku, choć środki są kierowane do konkretnych państw na konkretne projekty, takie jak drogi, szpitale czy oczyszczalnie ścieków, to za ich realizację odpowiadają (a zatem osiągają zyski) firmy z wielu różnych krajów.
"Niemieckie firmy wygrały wiele przetargów na realizowanie projektów finansowanych ze środków polityki spójności w Polsce" - powiedział dziennikarzom w Brukseli szef dyrekcji generalnej KE ds. budżetu Gert-Jan Koopman.
W przyszłym budżecie na znaczeniu zyskać mają nowe priorytety oraz zadania, w przypadku których przypisanie środków do kraju jest po prostu niemożliwe. Nie da się bowiem przewidzieć, jakie projekty naukowe dostaną dofinansowanie z programu Horyzont Europa ani gdzie popłyną środki z nowego Europejskiego Funduszu Obronnego.
Dane KE potwierdzają dobrze znany fakt, że to Niemcy są największym płatnikiem do unijnej kasy. W 2020 r. ich składka narodowa ma wynieść 26,5 mld euro, a w 2027 r. (m.in. ze względu na inflację) ma wzrosnąć do 34,98 mld euro. W przypadku Polski będzie to odpowiednio 4,5 mld euro oraz 6,18 mld euro.
Bardzo wysokie różnice w liczbach bezwzględnych praktycznie znikają, gdy spojrzy się na składki jako na procent dochodu narodowego brutto. Wówczas średnia dla Niemiec na lata 2021-2027 ma wynieść 0,88 proc. DNB, a dla Polski 0,97 DNB.
Komisja przedstawiła w swojej prezentacji również zyski związane z integracją jednolitego rynku. Ten aspekt jest całkowicie pomijany w dyskusjach na temat składek poszczególnych krajów, a pokazuje, że z gospodarczego punktu widzenia to najbardziej rozwinięte, a zatem najbogatsze państwa są największymi wygranymi funkcjonowania UE.
Szacunki dotyczące Niemiec pokazują, że ten kraj ma zyskiwać średnio rocznie 208 miliardów euro na funkcjonowaniu jednolitego rynku, co odpowiada 5,22 proc. DNB. Państwa z jeszcze bardziej otwartymi gospodarkami, mocno nastawione na eksport, takie jak np. Holandia, zyskują relatywnie więcej (9,46 proc. DNB, czyli 84 mld euro). W przypadku Polski zyski z funkcjonowania jednolitego rynku są szacowane na 43,83 mld euro rocznie, co odpowiada 7,1 proc. DNB.
Fińska prezydencja chce posunąć do przodu prace nad wieloletnim budżetem, choć jej ostatnia propozycja, zakładająca zmniejszenie środków w porównaniu z projektem KE, została mocno skrytykowana przez tzw. państwa kohezyjne (biedniejsze kraje członkowskie UE), w tym Polskę. Sprawa ma trafić w grudniu na szczyt UE, ale niewiele wskazuje na to, by do porozumienia miało dojść już teraz.
stk/ woj/