Sobota, 23 Listopad 2024

Jan Olbrycht: EPP po wyborach w dalszym ciągu będzie największą grupą w PE

13.02.2019, 12:21 Aktualizuj: 04.03.2019, 08:49
Fot. Parlament Europejski
Fot. Parlament Europejski

Europejska Partia Ludowa przypuszczalnie będzie po wyborach nieco słabsza, straci na rzecz grup eurosceptycznych, ale uważamy, że w dalszym ciągu będzie największą grupą, choć nie tyle dużą, żeby mogła samodzielnie decydować – uważa europoseł Jan Olbrycht.

Europarlamentarzysta EPP podsumowuje mijającą kadencję Parlamentu Europejskiego i mówi o prognozach na czas po wyborach europejskich, które w Polsce dobędą się 26 maja.  

PAP: Co w Pana ocenie udało się osiągnąć Parlamentowi Europejskiemu obecnej kadencji?

JO: Jest to trudne pytanie w stosunku do każdego parlamentu. Parlament Europejski jest władzą o charakterze legislacyjnym, budującą podstawy decyzji dla ministrów, czyli Rady UE, czy dla Rady Europejskiej, czyli szefów państw i rządów. Na pewno Parlament Europejski pokazał się jako aktywy partner. W okresie 2014-2019 prowadził intensywne prace legislacyjne w sprawach bieżących, dotyczących energii czy gospodarki cyrkularnej. Zajmował się też tematem migracji i przygotowaniem Unii na wyjście Brytyjczyków ze Wspólnoty. Mówiąc o pozytywach, na pewno należy wskazać na debatę o pięciu scenariuszach dla Unii Europejskiej; Parlament znalazł się w głównym nurcie tej dyskusji. Działania Parlamentu przyczyniły się też do zmniejszenia fali uchodźców, ponieważ bardzo intensywnie pracował on nad uchwaleniem pieniędzy dla Turcji. Nie było to proste, gdyż trzeba było uzgodnić różne kwestie z rządem tureckim, a Parlament zgłaszał swoje uwagi dotyczące systemu demokratycznego w tym kraju. Trzeba też pamiętać, że PE bardzo się różnił co do sposobu, w jaki powinniśmy reagować na napływ nielegalnych uchodźców. W dużej części był przeciwny obligatoryjnemu podziałowi kwotowemu uchodźców. Posłowie PO jako pierwsi zgłosili uwagę, że to nie może być obligatoryjne.

- Jak ocenia Pan tempo prac nad przyszłym budżetem UE?

- Parlament za budżet unijny po 2020 r. zabrał się bardzo intensywnie, w sposób dosyć nietypowy w porównaniu do poprzednich okresów, ponieważ przyjął postawę nie tyle reaktywną, co inicjującą. To my wyszliśmy z propozycjami do Komisji Europejskiej i Rady UE, my konstruowaliśmy pierwsze elementy, a potem reagowaliśmy na działania Komisji. Taki efekt udało się uzyskać ogromną większością głosów, pomimo różnic między partiami i frakcjami. Nigdy wcześniej w przypadku budżetu nie było tak, żeby Parlament proponował konkretne sumy na konkretne polityki, zawsze jednak poruszał się na poziomie reagowania na propozycje Komisji Europejskiej. Tym razem Parlament po raz pierwszy wyszedł z konkretnymi propozycjami, co zresztą zaszokowało rządy. Parlament w dalszym ciągu intensywnie pracuje nad rozporządzeniami w tej sprawie.

- Co uważa Pan za osobisty sukces tych pięciu lat?  

- W tej kadencji zajmowałem się trzema sprawami. W każdej z nich są większe lub mniejsze osiągnięcia. Po pierwsze zajmowałem wieloletnim budżetem UE, w ogóle perspektywą wieloletnią. Pierwszym takim sukcesem było doprowadzenie do zrewidowania budżetu na lata 2014-2020, mimo ogromnego oporu rządów. Rządy nie chciały żadnej rewizji, my bardzo się uparliśmy i doprowadziliśmy do zmiany w budżecie okresu 2014-2020. Spowodowało to przesunięcie pieniędzy i większą elastyczność, również w przypadku tworzenia rezerw w sytuacjach kryzysowych. To jest moja główna praca.

Zajmowałem się też kwestiami miast, zarówno jeśli chodzi o pieniądze jak i regulacje, rozwiązania techniczne, innowacyjne, tym co się nazywa smart city. Byłem inicjatorem wielu spotkań, konferencji, seminariów, które dotyczyły miast, i które pozwoliły samorządom całej Europy, ale również środowiskom zainteresowanym miastami, wyjść z nowymi inicjatywami, proponować nowe rzeczy.

Zajmowałem się również dialogiem międzyreligijnym z kościołami i społecznościami wyznaniowymi. Dyskutujemy o sprawach społecznych, gospodarczych, ale również o prześladowaniu chrześcijan.

Poza tym poprowadziłem całą pracę PE nad nową perspektywą 2021-2027. Udało mi się, jako współsprawozdawcy, doprowadzić do ustalenia stanowiska Parlamentu, co uważam za duży sukces, tym bardziej, że to było bardzo trudne.

- Co oznacza w praktyce bycie współsprawozdawcą?

- Jestem negocjatorem, w imieniu Parlamentu Europejskiego występuję w negocjacjach dotyczących budżetu wieloletniego, z związku z czym siedzę przy stole negocjacyjnym z rządami i prezentuję stanowisko całego Parlamentu.

- Który chce większego budżetu unijnego niż kraje członkowskie i Komisja Europejska. Co było najtrudniejsze w tych negocjacjach?

- To, że Parlament Europejski chce, jest typowe dla każdego parlamentu, natomiast chodziło o to, żeby PE wystąpił w sposób bardzo konkretny, rzeczowy i uzasadniony. Naszym zadaniem było pokazanie, że jeżeli chcemy wykonać pewne określone zadania w sytuacji brexitu, to potrzebujemy konkretnych sum. Nie możemy powiedzieć, że chcemy więcej, musimy powiedzieć dokładnie, czego chcemy, na co trzeba wydać pieniądze i ile to ma kosztować, przedstawić dokładne wyliczenia. Najtrudniejsze było zapanowanie nad pewnymi siłami w Parlamencie, ponieważ różne komisje miały różne pomysły. Każda z nich chciała, żeby pieniędzy było więcej na dziedzinę, którą się zajmuje - na transport, na rolnictwo itd. I teraz chodzi o to, żeby to zorganizować, skoordynować, żeby stanowisko Parlamentu było jasne, czytelne. Wydaje mi się, że udało nam się to zrobić.

- W takim razie, czego nie udało się osiągnąć Parlamentowi Europejskiemu w kadencji 2014-2019?

- Bardzo chcieliśmy zakończyć prace nad budżetem przed wyborami. To była nasza ambicją, chcieliśmy to zrobić.
 
- Jednak dziś już wiadomo, że to się nie uda. Czy ma Pan poczucie, że Parlament mógł w tej sprawie zrobić więcej?

- To nie jest wina Parlamentu. Nie udało nam się do tego doprowadzić do końca, ale dlatego, że nie chciały tego rządy, Rada UE. W związku z tym przechodzi to jako zadanie dla następnego Parlamentu.

- Czy był konkretny powód, dla którego Rada nie chciała zamknąć negocjacji budżetowych w obecnej kadencji?

- Powodów jest klika. Jednym z nich jest oczywiście brexit, sytuacja niepewności. Skoro sytuacja jest niepewna, oni nie chcą zakończyć tych prac. Już nie mówiąc o tym, że gdyby chcieli je zakończyć, to decyzja musiałaby być jednomyślna, przy udziale Brytyjczyków. Nie wiadomo, jak Brytyjczycy by się zachowali. Dopóki nie wyjdą, sytuacja jest nietypowa. Jest też bardzo duża różnica zdań między państwami, jeżeli chodzi o budżet i to powoduje, że rządom się nie śpieszy i wolały to przesunąć na czas po wyborach.

- 26 maja w Polsce odbędą się wybory do PE. Jakie są według Pana priorytety dla PE na kolejną kadencję?

- Parlament stanie przed kilkoma zupełnie podstawowymi kwestiami. Unia Europejska po brexicie będzie inna. Po pierwsze wyjdzie państwo spoza strefy euro, z związku z czym w Unii Europejskiej absolutnie dominującą będzie strefa euro, to już w tej chwili widać. Będzie tendencja, by powoli mówić o tym, że Unia Europejska to jest strefa euro, że mamy do czynienia z częściowym członkostwem i pełnym członkostwem w Unii. Taka tendencja jest widoczna i ona się przejawia co pewien czas w próbie budowania budżetu dla strefy euro. Konsolidacja strefy euro następuje bardzo intensywnie, z związku z czym temat strefa euro a reszta krajów, jak to pogodzić ze sobą, w jaki sposób Unia ma funkcjonować, będzie jednym z głównych tematów.

Druga kwestia, przed którą stanie Parlament, to strefa Schengen. Co zrobić, żeby ją poszerzyć, usprawnić, a jednocześnie, jeżeli ma być poszerzona, to musi temu towarzyszyć uszczelnienie granic zewnętrznych. To jest absolutnie kluczowe i tutaj Parlament musi budować całe oprzyrządowanie prawne dla ochrony granic, ale również dla zbudowania systemu migracyjnego dla całej migracji legalnej, systemu azylowego. To jest kwestia zrewidowania słynnego Dublina. Moim zdaniem cały system imigracyjny powinien być zrewidowany i musi być opracowany od początku.

Oczywiście tematem bardzo poważnym nieustająco będą rządy prawa i to nie tylko w takich państwach jak Polska czy Węgry, ale w ogóle w Europie, bo przykładów jest więcej.

- Czy jednym z pierwszych zadań będzie dokończenie prac nad przyszłym budżetem UE?

- Trzeba będzie skonstruować dobry budżet dla Unii Europejskiej, ale pamiętajmy, że budżet to tylko fragment całości, bo to jest instrument finansowy do zrealizowania określonych celów i najpierw trzeba te cele określić. Pojawi się proste pytanie, czy państwa członkowskie zgadzają się, jak zbudować system ochrony granic. W momencie kiedy to zostanie uzgodnione, trzeba będzie ustalić, ile to będzie kosztować i kto się na to złoży. Jeśli nie ma decyzji, jak to zrobić, rozmowa budżetowa jest pusta.

Oprócz tego równolegle będą toczyły się sprawy związane z systemem energetycznym Europy, digitalizacją i innowacyjnością w Europie oraz jej pozycją ekonomiczną na świecie w stosunku do Chin i Stanów Zjednoczonych. Trzeba będzie zdecydować, jakie opracować ramy prawne w sytuacji, kiedy wchodzi sztuczna inteligencja, jak podejść do wspierania całego systemu obronnego Unii Europejskiej. Oprócz rzeczy rutynowych, będą rzeczy nowe, dotyczące Unii jutra.

Pamiętajmy, że z UE wychodzi Wielka Brytania, czyli państwo, które najbardziej sprzeciwiało się metodzie wspólnotowej, państwo, które było zwolennikiem powiązania międzyrządowego, unii ograniczonej. Głównego walczącego o taką Unię już nie będzie. Pytanie, w jakim kierunku pójdzie w związku z tym Unia – większej integracji, czy luźniejszego powiązania. Na pewno dominującym poglądem będzie pogląd tych, którzy będą chcieli większej integracji, nawet jeżeli nie będą o tym mówili.

- Czy po majowych wyborach w Parlamencie Europejskim zmieni się układ sił politycznych?

- Na pewno będziemy świadkami zmiany. Po pierwsze, co jest dosyć ciekawe, przeważnie wymiana dotyczy 50 proc. Parlamentu. To jest bardzo dużo. W żadnym parlamencie narodowym tak się nie dzieje. W skali europejskiej generalnie słabe notowania mają socjaliści, czy lewica w ogóle. Mają słabsze notowania, ponieważ populiści przejęli bardzo dużo ich idei. W związku z tym socjaliści są w bardzo trudnej sytuacji. Wygląda na to, że nieco wzmocnią się liberałowie, do których dołączy ruch Emmanuela Macrona. Z pewnością w większej ilości pojawią się też środowiska eurosceptyczne i antyeuropejskie. W tej chwili jest taki moment historyczny, że one zyskują na popularności.

Zasadnicze pytanie, na ile będzie to wewnętrznie zróżnicowane. Czy to będzie szeroko rozumiane środowisko eurosceptyczne, czy będzie tam podział wewnętrzny. Czy to będą środowiska takie jak np. Marine Le Pen, czy tam będą również wchodzili Włosi z Ruchu Pięciu Gwiazd i Ligii, PiS itd. To będzie potem rzutowało na siłę w Parlamencie, bo tu zawsze liczą się duże grupy.

Grupa, w której my jesteśmy, czyli Europejska Partia Ludowa (Chrześcijańscy Demokraci), będzie przypuszczalnie nieco słabsza. Straci właśnie na rzecz tych grup eurosceptycznych, ale uważamy że w dalszym ciągu będzie grupą największą, choć nie tyle dużą, żeby mogła samodzielnie decydować.

- Kiedy odbędzie się w takim razie pierwszy sprawdzian dla koalicji?

- Każda decyzja będzie musiała być podjęta przez jakąś koalicję, czy też układ międzypartyjny. Liczymy, że to może być trzy do czterech partii. Pierwszym starciem, pierwszą próbą będzie wybór przewodniczącego Komisji Europejskiej, który będzie zaproponowany przez Radę UE w zależności od wyników wyborów. Inaczej mówiąc, jeżeli Rada stwierdzi, że jest jakaś koalicja w PE, która będzie głosować razem, trzeba będzie znaleźć kandydata, który zadowoli np. EPP, socjalistów, liberałów, może zielonych. I to nie będzie takie proste, bo to będzie pokazanie rozkładu sił.

Na razie główne partie pokazują swoich kandydatów, my mamy kandydata z Bawarii Manfreda Webera, czyli szefa naszej frakcji, który wygrał prawybory w naszej partii w Helsinkach. Natomiast socjaliści dzisiaj zdecydowanie mówią o Fransie Timmermansie. Pierwszy ruch i tak będzie należał do ministrów. Nie przypuszczam, żeby była wielka rewolucja, ale przyszły parlament będzie wymagał w większym stopniu kompromisu między grupami i to będzie nowy element, nowy sposób gry, nie będzie nikogo, kto będzie w znaczącym stopniu dominował.

- Kto był Pana zdaniem najbardziej pracowitym polskim europosłem kadencji 2014-2019?

- Bardzo intensywnie pracuje premier Jerzy Buzek. Jest on człowiekiem niezwykle pracowitym, jeżeli chodzi o kwestie energetyczne, to na pewno jest człowiek, który robi bardzo dużo.

Jest też osoba, która wzbudza nasz szacunek, to jest Marek Plura, który jest niepełnosprawny i dla niepełnosprawnych w Parlamencie robi bardzo dużo. Naprawdę jego działania na rzecz niepełnosprawnych w Europie zasługują na duży szacunek.

Rozmawiał: Mateusz Kicka

kic/ woj/
 
 

Więcej o:

PLIKI COOKIES

Ta strona korzysta z plików cookie. Sprawdź naszą politykę prywatności, żeby dowiedzieć się więcej.