Holendrzy jako pierwsi Europejczycy ruszyli w czwartek do urn, aby zagłosować w wyborach do Parlamentu Europejskiego i wybrać 31 przyszłych eurodeputowanych. Na powrót do Europarlamentu po raz pierwszy od pięciu lat szansę ma skrajna prawica.
W czwartek 6 czerwca o godz. 7.30 rozpoczęły się w Holandii wybory do Parlamentu Europejskiego. Komisje wyborcze zamkną drzwi o godz. 21. W wyborach mogą wziąć udział osoby, które ukończyły 18 lat, a samo głosowanie odbywa się osobiście (choć w wyjątkowych przypadkach można ustanowić pełnomocnika).
Dotychczas Holendrzy mieli 26 przedstawicieli w PE, a teraz ta liczba wzrośnie do 31. Zmiana o pięć miejsc w porównaniu z 2019 rokiem jest wynikiem brexitu oraz zwiększenia się populacji kraju. W wyścigu wyborczym udział bierze 20 ugrupowań politycznych, które wystawiły łącznie 497 kandydatów, jednak prognozy pokazują, że tylko (lub aż) 11 partii może liczyć na chociaż jeden mandat w PE. W Holandii nie obowiązują okręgi wyborcze, co oznacza, że wszyscy mieszkańcy głosują na jedną listę.
Wśród faworytów sondaży znajduje się skrajnie prawicowa Partia Wolności (PVV) Geerta Wildersa, która wygrała w Holandii ostatnie wybory parlamentarne, choć przez cztery miesiące nie udało się jej utworzyć rządu. Porozumienie w sprawie koalicji rządzącej osiągnięto dopiero w maju.
Szacuje się, że PVV może zdobyć w PE osiem lub dziewięć miejsc, czyli niemal jedną trzecią wszystkich przypadających Holandii. Byłby to powrót PVV do Europarlamentu po pięciu latach nieobecności; w wyborach w 2019 roku partia ta nie uzyskała żadnego mandatu. W PE skrajna prawica może dołączyć do frakcji ID, chociaż Wilders wyraził publicznie chęć wstąpienia do nowego radykalno-prawicowego ugrupowania, którego powołanie zapowiedziała Marine Le Pen. PVV zapowiada, że chce "zmieniać UE od środka", jest też przeciwna Zielonemu Ładowi i "histerii klimatycznej".
Największą bolączką holenderskiej skrajnej prawicy jest to, że kluczowe obecnie grupy polityczne w PE, czyli chadecy, socjaldemokraci, liberałowie i Zieloni, otwarcie zapowiedziały, że nie zamierzają współpracować ani z ID, ani z nowym ugrupowaniem Le Pen, jeśli takowe w ogóle powstanie. To oznaczałoby odsunięcie holenderskich eurodeputowanych na boczny tor. Tymczasem jak podała strona EUMatrix, śledząca dokonania unijnych polityków, holenderscy europosłowie cieszą się obecnie opinią "niezwykle wpływowych".
Na siedem miejsc (o dwa mniej niż obecnie) liczyć może sojusz Zielonych i Partii Pracy (GroenLinks/PvdA) byłego komisarza UE i orędownika Zielonego Ładu Fransa Timmermansa. Europoseł z tej formacji Bas Eickhout jest jednym z kandydatów frakcji Zielonych na stanowisko przewodniczącego Komisji Europejskiej. Wybrani w najbliższych dniach eurodeputowani zasilą właśnie frakcje socjaldemokratów i Zielonych.
Sześć miejsc (o jedno więcej niż w tym mandacie) otrzyma prawdopodobnie Partia Ludowa na rzecz Wolności i Demokracji (VVD), której członkiem jest m.in. odchodzący premier kraju Mark Rutte. Wspierająca wolny rynek VVD należy w PE do frakcji liberałów w Renew, ale analitycy podkreślają, że jej pozycja w UE mogła osłabnąć, odkąd partia weszła w kraju w koalicję rządową ze skrajną prawicą, czyli PVV.
Centrowa partia Demokraci 66 (D66) może liczyć na trzech przedstawicieli w PE. Pozostałe ugrupowania, w tym m.in. populistyczna rolnicza BBB, chadecka CDA, lewicowa Partia dla Zwierząt (PvdD) i paneuropejski Volt dostaną maksymalnie jedno-dwa miejsca.
Opublikowane w czwartek przez holenderski ośrodek badawczy Clingendeal wyniki sondażu pokazują, że większość Holendrów jest średnio zadowolona z UE, ale jednocześnie tylko 15 proc. chciałoby "nexitu", czyli wyjścia kraju z Unii Europejskiej. Większość respondentów uważa, że na UE najbardziej korzystają politycy, ludzie bogaci i międzynarodowe korporacje, a za mało rolnicy, obywatele Holandii oraz małe i średnie przedsiębiorstwa.
Jak zauważył Clingendeal, w holenderskim społeczeństwie zaostrzyły się postawy wobec migracji. Jeszcze w 2020 roku 30 proc. Holendrów uważało, że należałoby zezwolić na przyjazd do kraju 500 uchodźcom rocznie. Obecnie uważa tak tylko 18 proc. ankietowanych.
W całej Unii wybory do PE odbywają się w dniach 6-9 czerwca.
jowi/ mam/