Dostają sowite wynagrodzenie, ale sprawowanie mandatu to niemały wysiłek, zwłaszcza dla ambitnych europosłów. Zasiadanie w PE to nie tylko udział w posiedzeniach w Brukseli i Strasburgu, ale też godziny posiedzeń komisji i tysiące dokumentów do analizy.
Eurodeputowanych można podzielić na dwie grupy - pracowici, którzy są bardzo silni merytorycznie, ale rzadko mają okazję do tego, żeby błyszczeć medialnie, oraz tacy, którzy chcą być głównie widoczni w telewizji. Oczywiście jedno drugiego nie wyklucza i są przykłady pokazujące, że czasem udaje się połączyć te podejścia. Ostatecznie europosłom trudno się bowiem kontaktować ze swoimi wyborcami inaczej niż przez media.
Uwagę opinii publicznej przykuwają dosyć wysokie, jak na polskie standardy, wynagrodzenia deputowanych do Parlamentu Europejskiego, które przed opodatkowaniem wynoszą 8757 euro. Po potrąceniach unijnego podatku i składek ubezpieczeniowych kwota, jaka jest przelewana na konto, topnieje do 6824 euro miesięcznie, ale nadal jest dużo wyższa niż to, na co mogą liczyć politycy zasiadający w ławach przy Wiejskiej. Do tego dochodzą diety - 320 euro dziennie na pokrycie kosztów zakwaterowania i każdy dzień obecności w miejscu pracy w Brukseli i Strasburgu.
Warunkiem ich otrzymania jest podpisanie listy obecności, co prowadziło do rejestrowanych przez kamery gorszących scen ustawiających się rano kolejek eurodeputowanych z walizkami, którzy chcieli złożyć swój autograf na stosownym dokumencie i odlecieć do kraju. Praktyki te zostały ograniczone, bo diety są obcinane o połowę, jeśli poseł nie weźmie udziału w przynajmniej 50 proc. głosowań imiennych.
Dodatkowo europosłowie dostają też nieco ponad 4,5 tys. euro miesięcznie na wynajem biura, opłacenie rachunków telefonicznych, sprzętu komputerowego oraz na organizację konferencji i wystaw (niezależnie od tego PE zapewnia wyposażone biura posłom w Brukseli i Strasburgu). Europejski podatnik pokrywa też koszty biletów lotniczych (również w klasie biznes), a tym, którzy wolą jeździć samochodem, PE wypłaca 0,53 euro za przebyty kilometr (maksymalnie do 1 tys. kilometrów).
Bardzo ważni we wspomaganiu europosłów są ich asystenci - nierzadko bardzo doświadczone osoby, świetnie znające się na unijnych tematach i potrafiące pracować w cieniu, by przyczyniać się do przegłosowania w odpowiednim kształcie danej poprawki czy aktu prawnego. To właśnie oni często spotykają się z ekspertami, konsultantami czy lobbystami, zbierając od nich opinie, które złożą się na ostateczną decyzję polityczną ich przełożonych.
W 2019 r. maksymalna kwota miesięczna na pokrycie wszystkich kosztów związanych z zatrudnieniem asystentów dla każdego z 751 eurodeputowanych wynosiła 24 943 euro (środki te nie są wypłacane bezpośrednio posłom). Ci asystenci, którzy są akredytowani w Brukseli, podlegają administracji europarlamentu. Poza nimi europosłowie mogą też zatrudniać asystentów krajowych - na nich może pójść maksymalnie 75 proc. budżetu na współpracowników.
Eurodeputowani zjeżdżają się raz w miesiącu (czasem częściej) na sesje do Strasburga oraz kilka razy w roku na minisesje do Brukseli. Wprawdzie posiedzenia we Francji zaczynają się w poniedziałek po południu, ale dla tych deputowanych, którzy mieszkają w dalszych zakątkach UE, jak Grecja, Portugalia, Polska, czy Łotwa, oznacza to dobrych kilka godzin w podróży. Polacy często korzystają z oddalonego o ponad 200 km od Strasburga lotniska we Frankfurcie nad Menem.
Rozpoczęcie sesji trwa krótko, później są posiedzenia grup politycznych, komisje i koordynacja stanowisk. Dyskusje na sali plenarnej (która często świeci pustkami w tym czasie, bo posłowie mają inne zajęcia) kończą się ok. godz. 23. Tak jest do czwartku, gdy po bloku głosowań, który rozpoczyna się o godz. 12, europosłowie wracają do domów.
Skupiające uwagę mediów spotkania w sali plenarnej w Brukseli i Strasburgu to jednak tylko niewielka część zajęć, które wypełniają kalendarz eurodeputowanych. Każdy miesiąc podzielony jest na kilka sekcji: tydzień na posiedzenia, tydzień na spotkania komisji, tydzień na pracę w grupach politycznych i tydzień na pracę w okręgach wyborczych w krajach macierzystych.
Część nie tylko polskich eurodeputowanych zdecydowała się zerwać z ciągłym kursowaniem i przeprowadziła się na stałe do Brukseli. To pomaga w ustabilizowaniu życia i daje możliwość większego skupienia się na pracy, ale nieco utrudnia kontakt z mediami w kraju.
Parlament Europejski ma możliwość współdecydowania wraz z państwami członkowskimi o kształcie aktów prawnych. Europosłowie dostają do opracowania raporty (nie wszystkie są legislacyjne), które przedstawiają na posiedzeniu komisji i potem całego PE. Jeśli sprawa jest ważna i drażliwa, kompromisy między grupami politycznymi, które złożą się na stanowisko PE, są wypracowywane na ciągnących się godzinami spotkaniach.
To jednak dopiero połowa drogi, bo najważniejsze są prowadzone później negocjacje z przedstawicielami państw członkowskich i KE, w których to wypracowywany jest ostateczny kształt przepisów. Choć wykuwane w ten sposób regulacje dotyczą nierzadko milionów ludzi, fakt, że są one bardzo złożone, sprawia, że ich współautorzy rzadko mogą liczyć na docenienie przez szeroką publiczność ich mrówczej pracy.
Z Brukseli Krzysztof Strzępka
stk/ woj/